piątek, 8 maja 2020

O psie, który wrócił do domu

Kolejna piękna książka o zwierzakach. Kurczaki pieczone, same młodzieżówki ostatnio wpadają w moje ręce i to takie, od których nie mogę się oderwać. Beletrystyka wysokich lotów. Książki o psach uwielbiam, a te autorstwa W. Bruca Camerona darzę szczerym uwielbieniem. Zaczęło się oczywiście od „Był sobie pies”, a potem już poszło. Każda książka tego autora jest piękną, ciepłą powieścią, poruszającą serce czytelnika. „O psie, który wrócił do domu” pochłonęłam w dwa wieczory i nie obyło się bez łez wzruszenia. 
Wyobraźcie sobie stary dom, właściwie ruderę, gdzie pod podłogą mieszka stado kotów. Wśród nich jedna sunia z małymi, walczy o przetrwane swoje i swoich szczeniaków. Niestety działka, na której stoi rudera, znalazła się w centrum zainteresowania dewelopera, który bez obiekcji pozbył się wszystkich zwierzaków. Zniknęła również sunia wraz ze szczeniakami. Na szczęście jeden z maluchów uniknął łapanki i przylgnął do rodziny kociaków. To właśnie nasza główna bohaterka, Bella. Na szczęście dość szybko znalazła sobie swojego człowieka, Lucasa. Chłopak zakochał się w niej bez pamięci, a i Bella odwzajemniała to uczucie. Niestety nic co dobre, nie trwa wiecznie. Lucas naraził się deweloperowi, który zrobił wszystko, aby chłopak poczuł negatywne konsekwencje swoich czynów. Dzięki jego staraniom Bella zostaje uznana za pitbula, a rasa ta jest w Denver zakazana. Skutek tego jest taki, że Lucas i Bella muszą się rozstać. Bella jednak nie poddaje się i postanawia walczyć o swojego człowieka. Podejmuje długą, żmudną wędrówkę, na końcu której czeka kochany Lucas. 
Pierwszy ogromny plus książki to to, że narratorem jest Bella. Pokazanie ludzkiego świata oczami psa w wykonaniu Camerona jest zawsze wyjątkowo udane. Ta bezradność psiaka połączona ze zmysłem obserwacji i bezpośredniością, daje niesamowite efekty. Wiele śmiechu i radości daje obserwowanie świata psimi oczami. 
Drugi, jeszcze większy plus, to ciepło, które bije z każdej strony książki. Nie wiem jak Cameron to robi, ale czytanie jego powieści ogrzewa serce na wiele dni. Trochę drażnią mnie powtórzenia i zdrobnienia, jednak zdaję sobie sprawę, że często to właśnie one dają ten niepowtarzalny klimat. 
Trzeci plus (już taki bardziej subiektywny) przyznaję za poruszenie tematu tzw. ras niebezpiecznych. Widać, że autora boli zaszufladkowanie niektórych psiaków w tak nieuczciwy sposób. Sama miałam w rodzinie taka psinę (amstafa i to przerośniętego) i powiem wam, że psa o większym sercu nigdy nie poznałam. Kochał dzieciaki całym sobą, a moja mama, idąc z nim na spacer, czuła się bezpiecznie jak nigdy i nigdzie w życiu). Bella też została skrzywdzona łatką rasy niebezpiecznej. Efekty? Warto przeczytać. 
Cudowna powieść dla każdego. Nieważne, czy jesteś dzieckiem, czy dorosłym. Nieważne, czy masz psa, czy też nie. Powiem więcej - jeżeli nie macie psa, to tym bardziej należy przeczytać. Po zamknięciu książki zaczniecie się zastanawiać, czy nie warto sprawić sobie takiego towarzysza życia...

1 komentarz:

  1. Ja książek o psach raczej nie czytuję, choć psiarą jestem wielką.;) Może dlatego, że te czworonożne stworki wolę na żywo niż na kartach książek. :)

    OdpowiedzUsuń