poniedziałek, 7 czerwca 2010

Wygrałam :-)))



"Woodward" Jacka Roczniaka trafi do mnie dzięki Germini i losowaniu które odbyło się tu. Rzadko mam szczęście w losowaniach, ale tym razem los się do mnie uśmiechnął. Aby szczęście osiągnęło punkt kulminacyjny, to do nowej książki mam nowe zakładki. Te cudeńka "poczyniła" moja towarzyszka niedoli, która wraz ze mną pracuje. Zdolniacha z niej nie ma co. Wprawdzie jedna jest dla mnie, a druga dla Starszej, ale obfotografowałam obie, aby zaprezentować Wam kunszt.
Także z nowymi zakładkami szczęśliwa czekam na listonosza, aby zrobić z nich użytek.

poniedziałek, 31 maja 2010

Rok we mgle


Książkę poleciła mi "Kudłata", którą wożę do pracy. "Rewelacyjna, mówię Ci, pochłonęłam w dwa wieczory!" No dobra, biorę - pomyślałam. Na szczęście przez "zaczęciem" (jak to mówi Starsza) przeczytałam recenzję na blogu Badziewiarki. Troszkę się ostudziłam w zachwytach i dzięki temu czytało się całkiem dobrze.
Książka przedstawia opowieść trzydziestokilkuletniej kobiety Abby, która pewnego pechowego dnia wraz z córką swojego narzeczonego wybrała się na spacer nadmorską plażą. W pewnej chwili jej uwagę przyciągnęła martwa foka. Przyglądając się jej na kilka chwil spuściła dziewczynkę z oczu. To wystarczyło, aby dziewczynka zniknęła, a Abby spędziła rok we mgle.
Historię opowiada Abby - kobieta fotograf, która poświęciła rok ze swojego życia nieustając w poszukiwaniach dziewczynki. Ważnym czynnikiem tej powieści jest retrospekcja - historia poszukiwań przeplatana jest opowieściami o dzieciństwie Abby, jej związkach, uczuciach. Wiele jest też informacji o fotografii i o surfingu, co chyba najbardziej mi się podobało.
Książkę czytało mi się o tyle ciężko, że nie mogłam się w niej zatracić. Z racji Starszej i Młodszego czytam książki po kilka stron, rzadko uda mi się przeczytać kilkanaście na raz. A tu właśnie należy się zatracić. Książka z klimatem, który jest odczuwalny wtedy, gdy czyta się ją dłuższy czas. Pierwsze kilkadziesiąt stron męczyłam okrutnie. Kryzys pokonałam w dniu, kiedy wstałam o 5:20 i mogłam czytać dwie godziny z racji smacznie śpiącej dziatwy. A potem poszło, choć nie zachwyciło.

piątek, 28 maja 2010

Starsza w teatrze...

Na wstępie wyjaśnię, że Starsza jest straaaszną gadułą. Milczenie w jej życiu nie występuje i jest czymś wyjątkowo niemodnym. A teraz do rzeczy.

Moje starsze dziecię poszło do teatru. Wystroiło się w różową kieckę i poszło wraz z babcią. Jako że to premiera, umówiłyśmy się że w trakcie przerwy - jeśli takowa wystąpi - zadzwoni, aby podzielić się wrażeniami. Po godzinie dzwoni komóreczka, a w niej głos Starszej dzieli się ze mną wrażeniami.
Mamo! Wiesz co? Tu są różne tabliczki! Jest zakaz jedzenia i zakaz picia, ale wiesz co? Nie ma zakazu gadania !!!

I to by było na tyle.

niedziela, 16 maja 2010

Książkowe szaleństwo

A oto efekty empikowej promocji "trzy za cenę dwóch". A na usta ciśnie się pytanie: No i kiedy ja to przeczytam???" Zwłaszcza, że kusi mnie biblioteka, która swoją siedzibę ma piętro niżej niż siedziba mojego codziennego dręczyciela pracodawcą zwanego. No i jak nie odwiedzić szanownej skarbnicy papierowego bogactwa, jak właściwie codziennie mijam ją dwa razy? Za każdym razem, kiedy idę oddać książki obiecuję sobie, że wypożyczę coś tylko dla Starszej. Obietnicy dotrzymałam.... raz. Natomiast coraz częściej się zastanawiam, czy Jej nie zapisać do biblioteki. Ostatecznie jest już na tyle duża, że nie musi wykorzystywać konta Mamy. No bo cóż to jest siedem książek? Cztery dla mnie, trzy dla Starszej i limit wyczerpany. Ale czternaście .... to już jest coś... Może Młodszego też zapisać. Niby ma dopiero rok... ale co tam... :-))) Obłęd no nie?

piątek, 14 maja 2010

Miasto poza czasem


Notka wydawcy:
Thriller historyczny, rozgrywający się w Barcelonie od średniowiecza po czasy współczesne. Tajemniczy narrator - nieśmiertelny człowiek-wampir o wiecznie młodej twarzy - prowadzi nas przez stulecia, snując opowieść o swym niezwykłym życiu w zmieniającym się, fascynującym mieście. Na jego trop przypadkowo wpadają adwokat Solana i jego asystentka Marta Vives, zajmujący się dziwną śmiercią pewnego multimilionera... Wartka akcja i misterna intryga na pełnym anegdot tle dziejów Barcelony, a zarazem uniwersalny, całkiem poważny traktat o walce Dobra ze Złem
Nie podobało mi się. Książka zaczęła się super Guillermo Clavé, barceloński prominent, zostaje w tajemniczy sposób zamordowany. Z ciała wyssano całą krew. Rozwikłania zagadki śmierci człowieka podejmuje się detektyw Marcos Solana. Okazuje się, że aby wyjaśnić morderstwo należy cofnąć się do średniowiecza. W tych mrocznych czasach rodzi się wampir, który jest nieśmiertelny i do czasów współczesnych obserwuje walkę dobra ze złem.
W książce im dalej tym gorzej. Na początku wszystko jakoś się trzymało. Dwa wątki - jeden w czasach współczesnych pokazuje życie Marty Vives, prawniczki, która odkrywać będzie mroczne tajemnice swojego rodu. Kobieta zadaje pytania, na które nikt nie zna odpowiedzi, a które jednocześnie są próbą poznania własnej przeszłości. Drugi wątek prowadzi nas przez wieki, w których żyje wampir próbujący bez konfliktów żyć z innymi ludźmi. Im dalej tym gorzej. Wartka akcja przemienia się w dywagację na tematy walki dobra ze złem, Dywagacje te nie wciągnęły mnie ani trochę, natomiast spowodowały że książka stałą się po prostu nudna. A już zakończenie... ale o co chodzi?

sobota, 8 maja 2010

Kolejna ....

Czas akcji: dzisiejsze popołudnie.
Miejsce akcji: nasz samochód wypełniony po brzegi całą rodziną.
Uczestnicy: czynni - Starsza i kierowca w postaci mego męża; bierni - siedzący na tylnym siedzeniu - ja i śpiący w foteliku Młodszy.
Obok nas przejeżdża radiowóz na co Starsza zwraca się z zapytaniem do Kierowcy: Tato, a jeżeli policjant zobaczy, że z jadącego samochodu ktoś wychodzi przez okno i przykleja się do dachu to da mu mandat?
W samochodzie zapanowała cisza.....

czwartek, 6 maja 2010

Ciocia Jadzia


Wieczorne czytanie ostatnimi dniami wygląda CODZIENNIE tak samo. Po całusie na dobranoc dla Młodszego wchodzę do pokoju Starszej i zawsze do czytania przygotowana jest ta sama książeczka: Ciocia Jadzia. Książeczka przezabawna, fenomenalna, ze świetnymi ilustracjami, dostępnym językiem i co tam jeszcze można dobrego napisać o książce dla dzieci.
Starczy tego roztrzepania - teraz trochę poważniej.
Tytułowa ciocia Jadzia jest dla swojej małej bratanicy kimś bardzo ważnym. Wspólnie przeżywają wiele zabawnych przygód. Ciocia Jadzia jest fenomenalna w grze w warcaby i wcale się nie obraża kiedy przegrywa. Wspólnie z dziewczynką odwiedza muzeum i wcale nie przejmuje się tym, że wraca z niego z niebieską plamą na nosie. Gdy pewnego dnia jadą razem autobusem, udaje im się nawet złapać złodzieja kieszonkowego. Spełnia też marzenia o prawdziwym zegarku, choć dziewczynka nie bardzo potrafi z niego korzystać.
"Ciocia Jadzia jest siostrą mojego tatusia. Nie wiem, jak jednocześnie można być siostrą i ciocią, ale chyba można. W każdym razie cioci Jadzi się udaje. Ciocia Jadzia jest taka duża, że nie wiadomo gdzie się zaczyna, a gdzie kończy. Trochę jak deszczowa chmura. Tylko, że deszczowej chmury można się przestraszyć, a cioci Jadzi nie, bo zawsze jest zadowolona i uśmiechnięta."
Tak zaczyna się każdy rozdział. Wiedziałam, że rytuały w życiu dziecka są bardzo ważne, ale teraz zauważyłam jak bardzo. Bardzo długo okres odczytywania tego niby wstępu był czasem na "ukokoszenie" się pod kołdrą i przygotowanie do czytania właściwego. Należy jednak podkreślić, że nie jest to książka dobra na wieczór. Zenek Pieluszka, Hania Słoik i inni bohaterowie powodują takie salwy śmiechu, że wyciszenie się do spania trwa dwa razy dłużej niż przy - że tak to określę - normalnej lekturze. Ale i tak polecam wszystkim.
Na zakończenie dodam, że moja Starsza wstęp zna już na pamięć, więc dzisiaj zaproponowała: "Mamusiu, czy możemy nie czytać zaczęcia?"Czyż słowotwórstwo dziecięce nie jest fenomenalne?

piątek, 30 kwietnia 2010

Ku pamięci

Nasz Młodszy kilka dni temu skończył roczek. Strasznie szybko ten czas leci. Starsza przy Młodszym to już nie jest tylko sześcioletnia dziewczynka, ale aż sześcioletnia Kobietka. Młodszy z małego nieporadnego stworzonka, stał się pewnym siebie, odkrywającym świat chłopcem. A najpiękniejsza jest miłość siostry do brata i brata do siostry. Młodszy na widok siostry promienieje, pokazuje wszystkie swoje umiejętności - Starsza po powrocie z przedszkola musi brata chociaż dotknąć. UWIELBIAM ICH!
Dodam jeszcze że Młodszy dostał na urodziny huśtawkę. Huśtawka jest przemyślana, bo po odkręceniu oparcia i uchwytu pozostaje sama ławeczka, na której może fruwać Starsza. Efekt? "Mamo teraz ja! Mamo On już się huśtał! Mamo dlaczego znowu On? Mamo On cały dzień, a ja w ogóle!" Dla uściślenia dodam, że w chwili wypowiadania tej ostatniej kwestii to właśnie Starsza się huśtała....

czwartek, 29 kwietnia 2010

Morderstwo w telewizji


W poniedziałek wróciłam z pracy z poczuciem, że coś mi źle. Ciekawe co... Po kilku chwilach do domu wszedł mój mąż i .... już wiedziałam, że Jemu też jest źle. Co się okazało, oboje rozłożyliśmy się jak dzieci ulegając najzwyklejszej anginie. Co ciekawe - nasze dzieci bardzo dzielnie obroniły się przed atakiem choróbska. Leżąc w łóżku i czując wszystkie mięśnie, a dodatkowo wielką gulę w gardle cieszyłam się bardzo, że pod ręką mam książkę z tych, co to określa się jako lekkie, łatwe i przyjemne.
„Powtórka z morderstwa” to kryminał czy może raczej kryminałek, jeśli weźmiemy pod uwagę, że jest trochę niepoważny (o ile morderstwo może być niepoważne!). Autorka twierdzi, że wszystko zaczęło się od momentu, kiedy zobaczyła swojego telewizyjnego kolegę taszczącego na przełaj przez studio wielkie pudło z reflektorami i zaczęła się zastanawiać, co by było, gdyby kolega zamiast świateł znalazł w pudle nieboszczyka... W efekcie powstał zabawny kryminał, którego akcja toczy się w środowisku telewizyjnym i gdzie spotykają się postaci z wszystkich dotychczas wydanych książek Moniki Szwai. Oczywiście rzecz jest całkowitą i absolutną fikcją, wymyślone telewizyjne morderstwo pozwoliło jednak autorce na opisanie pewnych zjawisk, które nie tylko w telewizji występować mogą i czasem, niestety, występują. Jak to dobrze, że niezadowoleni pracownicy nie łapią od razu za ciężkie przedmioty, aby rzucać nimi w siebie nawzajem...(Notka wydawcy)
Lubię czytać książki Moniki Szwai, może dlatego, że rzecz dzieje się w Szczecinie, a ja właśnie z tego miasta pochodzę. Ale sentyment to jednak nie wszystko. Szybka akcja, dużo dialogów, cięty język i wyraziste postacie - to wszystko sprawia, że czyta się fenomenalnie. Nawet z bolącym gardłem. Jedyny minus to to, że na początku "pachnie" Chmielewską, Ja osobiście uwielbiam twórczość Pani Joanny Chmielewskiej, dlatego to podobieństwo trochę (podkreślam troszeczkę) mnie zdrażniło. Ale ogólnie - ekstra!

środa, 28 kwietnia 2010

Koniec Trylogii


Trylogia Czarnego Maga jest jak pędzący pociąg, jak Lokomtywa z wiersza Tuwima. Na początku stoi i sapie, dyszy i dmucha. Potem ze świstem rusza, łomoce i pędzi po to, aby przy końcówce wyhamować z wielkim impetem tak mocno, że czytelnik czuje się jakby "rypsnął" nosem o ścianę. Ale od początku.
Fabuła ostatniego tomu bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Na pierwszy plan wysuwa się historia Czarnego Maga Akarina i Sonei - jego uczennicy. Na początku Sonea musi zdecydować czy zaufać Akkarinowi, po czym oddaje się całą sobą walce wraz z nim przeciw... obcym mocom że tak to nazwę. Dużo dzieje się także u Ceryniego, który w wyjątkowy sposób przyczynia się do skomplikowania i uatrakcyjnienia fabuły. Nie będę więcej pisać o szczegółach, bo mogę popsuć komuś lekturę. Niestety - ja czytając opinię na portalu "Lubimy czytać" zepsułam sobie zakończenie czytając opinię jakiejś "histerycznej" czytelniczki, która w kilku pierwszych słowach recenzji zdradziła wszystko (i to językiem pozostawiającym wiele do życzenia)
Ogólnie cała trylogia - pomijając falstart pierwszego tomu zrobiła na mnie dobre wrażenie. Czyta się ją jak bajkę dla młodzieży i mniej wymagających dorosłych. |Trochę drażni brak odcieni szarości. W książkach tych białe jest białe, czarne jest czarne i już. Przez to wiele sytuacji i ich rozwiązań jest przewidywalnych co powoduje że w niektórych momentach lektura się dłuży. Poza tym - jak napisałam na początku - siła wydarzeń (nie wiem jak to inaczej określić) jest rozłożona zupełnie nierównomiernie. Początek trylogii jest po prostu nudny, podczas gdy przy końcówce trzeciego tomu czytelnik nie wie za o się ma złapać. Należy też dodać, że cała trylogia zyskałaby gdyby skrócić ją o kilkaset stron.
Ja osobiście wolę zaskakującą fabułę, niż grzeczne i ułożone postacie. Niemniej jednak trylogię polecam tym, którzy lubią fantastykę - niewymagającą fantastykę.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

Ku pamięci

Moja Starsza jako dwulatka uwielbiała oglądać bajeczkę o Kubusiu Puchatku. Najważniejszy wcale nie był Puchatek tylko Tygrys. Kiedy Tatuś pytał: Jak bryka Tygrys?, Starsza z całkowitą powagą mówiła "Bryt, bryt". Któregoś dnia kiedy bajeczka się skończyła Starsza rozłożyła ręce i stwierdziła: "Nie ma Bryta..."
-------------------------------------------------------------------------
Bata - Lampa
Aba obad je doma - Żaba obiad je w domu
-------------------------------------------------------------------------
Któregoś razu moja Teściowa poszła z dwuletnią wówczas Starszą na spacer. Nazrywały pięknych polnych kwiatów i nie ustalając bliżej czyje są one własnością (co ze strony mojej Teściowej było dużym błędem, jako że Starsza miała wówczas ogromne poczucie własności) zawróciły do domu. Kiedy już umyły się i wsadziły kwiatki do wazonu rozpoczęły się pertraktacje czyja to właściwie wiącha. Moje dziecko wspaniałomyślnie ustąpiło i uznało, że wiąchę Babcia może zabrać ze sobą. Babcia szczęśliwa jakby w Totka wygrała owinęła łodyżki wiąchy torbą foliową i zaczęła się zbierać do domu. Szykowała się jednak dość wolno jako że widać było że u Starszej zachodzi jakiś proces myślowy. Babcia zaczęła już oswajać się z myślą że wiącha zostanie jednak u wnuczki, kiedy ta wypaliła:
Wiesz babciu, kwiatki możesz zabrać, ale torbę foliową to zostaw, bo jest nasza!

wtorek, 20 kwietnia 2010

Losowanie

Dzisiaj krótko, gdyż zarówno mnie jak i mojego męża rozłożyła grypa, a co za tym idzie samopoczucie nie bardzo pozwala na rozwinięcie pisarskich skrzydeł. Wielkie dzięki za Teściową która zajęła się Starszą i Młodszym. Teraz niestety czekam, kto następny się "zgrypi"
Do rzeczy - moja Starsza wyciągnęła karteczkę z imieniem "Agnieszka". Proszę o kontakt na maila w sprawie adresu.
Do zdrowego czytania.

poniedziałek, 12 kwietnia 2010

Mam do oddania...

Wczoraj przy okazji robienia porządków na półce odkryłam, że "Autobiografia" Joanny Chmielew- skiej występuje u mnie w ilości dwóch egzemplarzy. Zaskoczenie niemałe, aczkolwiek z racji uwielbienia twórczości Chmielew- skiej przez całą moją rodzinę - zdarzyć się mogło. Książka nie jest nowa - ale też nie jest jakoś specjalnie poszargana. Ot - przeczytana dwa, trzy razy.
Chętnie oddam komuś kto ma na tę pozycję chrapkę. Jeśli chętnych będzie więcej - książkę powierzę losowi i rączkom mojej córci, która jako maszyna losująca na pewno koncertowo sobie poradzi. :-))) Na chętnych oczekujemy do niedzieli (18 kwietnia 2010 r.)


sobota, 10 kwietnia 2010

czwartek, 1 kwietnia 2010

Święta wg dzieci

Moja Starsza przeżywa święta Wielkiej Nocy. Bardzo przeżywa to, że Jezus umarł za nasze grzechy itd. Ostatnio w kąpieli pyta:
- Mamo, a co by się stało gdyby Pan Bóg też umarł?
- Nie wiem Kochanie.
Przez chwilę było widać jak mózg paruje niczym u pomysłowego Dobromila, po czym kulka zaskoczyła i z ust Starszej padło:
- A ja wiem! Wtedy na świecie byłoby za dużo ludzi, bo nie miałby kto ich zabierać do nieba!

Wesołych Świąt życzę wszystkim Wam.