Generalnie jestem zwolennikiem powieści. Lubię kiedy akcja toczy się z wolna przez całą książkę, lubię wielowątkowość i zakończenie "z przytupem". Unikam, zbiorów opowiadań, nowel czy felietonów. Z jednym wyjątkiem. Książka pt. "Co widział pies" zdobyła mnie kolokwialnie rzecz ujmując "rzutem na taśmę".
O tej książce trudno nic nie wiedzieć. Na blogach jest jej pełno. Należy jednak podkreślić, że pozycja w pełni na to zasługuje. Dlaczego? Bo jest bardzo, ale to bardzo ciekawa. Autor podejmuje się przedstawienia codziennych spraw w sposób wyjątkowo ciekawy. Podchodzi do ketchupu, czy też antykoncepcji w taki sposób, że czytelnikowi wydaje się, że nad badaniem danego tematu spędził większą część swojego życia. Z drugiej strony mam wrażenie, że On nie może być normalny - to musi być sympatyczny szaleniec o mentalności dziecka i jego spostrzegawczości. A tymczasem Malcolm Gladwell jest niezmiernie inteligentnym dziennikarzem, który analizując poszczególne przedmioty, odczucia, czy też zjawiska dochodzi do niesamowitych wręcz szokujących wniosków. A jednocześnie tak oczywistych! Kilka razy w trakcie lektury klepałam się w czoło stwierdzając, że chyba byłam ślepa że tego nie zauważyłam!
Autor dzieli książkę na trzy części. Pierwsza część opowiada o ludziach, pokazuje jak bardzo potrafią być szaleni i fenomenalni. Już na samym początku wpadamy w głęboką wodę poznając Rona Popeil, który wymyślił wiele kuchennych wynalazków, a jednocześnie sam je sprzedawał stając się w ten sposób mistrzem sprzedaży. Znacie fenomen telezakupów? To właśnie jemu w dużej mierze zawdzięczamy tę przyjemność. Druga część - która najmniej mi się podobała - dotyczy różnych teorii wymyślanych przez ludzi - mniej lub bardziej wiarygodnych. Trzecia część dotyczy ludzkiej psychiki, charakterów i osobowości. Tu byłam zachwycona. Autor bardzo ciekawie podszedł do tematu i otworzył mi oczy na wiele szczegółów, których dotąd nie zauważałam.
Książka - jak każdy zbiór felietonów czy opowiadań - raz ciekawi na tyle, że nie można się oderwać, innym razem nudzi strasznie. Trudno bowiem, aby mnie - finansowego laika - zainteresowały obliczenia związane z Wall Streat. Jednak jeżeli mam ocenić książkę jako całość, to z czystym sumieniem powiem: jest fenomenalna! Nawiasem mówiąc, pomimo tego, że ww. felieton był nudny to skłamałabym twierdząc że niczego mnie nie nauczył :-) Koniecznie trzeba dodać, że ksiązka poruszając dość specyficzne tematy - często natury specjalistycznej - napisana jest językiem bardzo zrozumiałym i takim "lekkim". To powoduje, że czytając historie o zwykłym ketchupie ma się wypieki na twarzy.
Jeden minus - wielkość czcionki. Strasznie mnie umęczyła, choć zdaję sobie sprawę, że jeżeli byłaby większa to prawdopodobnie książka musiałaby być wydana w dwóch tomach. A tak? Tak mamy mistrzowski zbiór mistrzowskich felietonów, które mistrzowsko opisują codzienność i nie tylko.
Serdecznie dziękuję Wydawnictwu "Znak" za możliwość przeczytania. Warto było!
a chętnie do n iej zajrzę:)
OdpowiedzUsuńTeż zwróciło moją uwagę to, że on nawet o nudnych i banalnych rzeczach potrafi pisać niesamowicie interesująco. Bardzo mnie tym ujął :)
OdpowiedzUsuń