sobota, 28 maja 2011

Koniec i bomba, kto nie czytał ten ...nigdy nie odwiedzi Pałacu Północy

Są takie dni kiedy moje oczy nie przyjmują ani jednej literki, mózg ich nie analizuje, a ręce buntują się przeciwko przewracaniu stron. Na szczęście rzadko. Częściej jest tak, że książkę pochłaniam jak dobre wino. Wzrokiem, smakiem, dotykiem i czym tam jeszcze można. Najgorsze jest jednak to, że nigdy nie wiadomo, pod którym parasolem książka się znajdzie. Są takie, które na początku budzą niechęć, aby po kilkunastu stronach rozpędzić się niczym lokomotywa. "Silimarilion" Tolkiena w mojej głowie nie chciał się rozpędzić. Był jak żółw. Natomiast "Pałac północy" już po kilku stronach pędził niczym japoński ekspres. Chłonęłam książkę. Całą sobą.
Fabuła nie wydaje się zbyt skomplikowana. Kilkoro zagubionych dzieciaków zakłada klub, którego członkowie postanawiają pomagać sobie nawet w najgorszych chwilach życia. Żaden z nich nie przypuszczał, że jeden z członków jest w śmiertelnym niebezpieczeństwie. On i jego siostra bliźniaczka, której właściwie nie zna; nawet nie wie o jej istnieniu. Dzieciaki muszą walczyć z ciemnymi mocami, z przeszłością i własną historią.
Zafon jest autorem, którego znam z powieści dla dorosłych. Chyba każdy czytał  "Cień wiatru" i "Grę anioła". Pierwsza z nich mnie zachwyciła, druga zniechęciła. Byłam więc ogromnie ciekawa, jak będzie z trzecią. Po jej przeczytaniu mogę z całą pewnością stwierdzić, że Zafon powrócił do czołówki moich ulubionych autorów.
"Pałac północy" jest niesamowity. Klimat tej książki poraża od samego początku. Historia jest mroczna, tajemnicza, pełna zagadek i niedomówień. Czytelnik przez cały czas ma przed oczami jakąś zagadkę, niedopowiedzianą historię. Każda z historii na końcu znajduje rozwiązanie i zakończenie... Czy aby na pewno każda?
Książka jest napisana trochę tak jakby autor był na artystycznym głodzie. Jakby nie mógł nadążyć sam za sobą. W powieści nie ma chwili wytchnienia, wszystkie zdarzenia nachodzą jedno na drugie. Tam gdzie jedna zagadka znajduje rozwiązanie powstają dwie kolejne. I ten KLIMAT! Stare domy, rudery, tunele, zburzony dworzec, krzyki dzieci, dom dziecka... z jednej strony straszne, ale z drugiej tak magnetyczne, że nie można się oderwać.
Jak to u Zafona jest też miejce na fantastykę, na nadprzyrodzone zjawiska i tajemnicze istoty. Zresztą nawet gdyby tak nie było to i tak książka jest warta polecenia.
Małym zgrzytem jest nadmiar górnolotnego słownictwa. Trudno po lekturze znaleźć w książce te miejsca bo jest ich naprawdę niewiele. Jednak były takie zwroty, które budziły we mnie skojarzenia z górnolotnymi opisami zastosowanymi w dziełach humanistycznych myślicieli.
Ze względu na ostatnią uwagę książka stanowi tort ale bez wisienki. Podkreślam jednak, że tort jest przepyszny i naprawdę godny polecenia !

9 komentarzy:

  1. ;)Ojj, tort również mi smakował i to bardzo...

    OdpowiedzUsuń
  2. "Cień wiatru" też mnie zachwycił. Po lekturze tej recenzji chciałabym sięgnąć także po "Pałac Północy" :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zafona sobie cenię, więc i tę książkę muszę przeczytać:)). Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha - to widzę, że mamy podobne odczucia względem "Cienia wiatru" i "Gry anioła" :)
    W takim razie przeczytaj jeszcze "Księcia mgły" i "Marinę" (mnie chyba Marina się najbardziej podoba).

    OdpowiedzUsuń
  5. Od dawna obiecuję sobie, że przeczytam niedawno wydane młodzieżówki Zafona i jakoś ciągle mi się nie składa. Kiedyś przeczytam, na pewno :)

    OdpowiedzUsuń
  6. A ja za Zafonem nie przepadam, więc nie przeczytam, a tym bardziej, że słyszałam, że te książki są bardziej dla dzieci, a ja takich nie lubię :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Zafona mam przed sobą, ale planuje wszystko jego przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Do tej pory przeczytałam "Cień wiatru",Zafona,a teraz przymierzam się do "Książe mgły" i "Pałac Północy",ale spotykam się z opiniąami,że to typowe młodzieżówki i trochę mnie te uwagi studzą :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Niedługo pewnie przeczytam, ciekawa jestem co Zafon zaserwował tym razem :)

    OdpowiedzUsuń