czwartek, 18 marca 2010

Hipnoza

Byłam w teatrze. Nie żeby zdarzało mi się to rzadko, bo teatr generalnie lubię, ale często też nie chadzam z racji posiadania dwójki małych dzieci. Pociechy moje (a raczej stan w jaki mnie wprowadzają) są również powodem tego, że - jeśli już idę do teatru - zazwyczaj wybieram sztuki lekkie łatwe i przyjemne. Nie jestem zwolenniczką sztuki pt. co autor miał na myśli; wolę raczej spadać z krzesła ze śmiechu.
Tak więc uszczuplając budżet domowy o kwoty konieczne na bilet i napoje (niezbędne przecież do późniejszej wymiany zdań na temat obejrzanego dzieła) zapakowałam się do samochodu przyjaciółki i wraz z czterema innymi "mamusiami" ruszyłam.
Cóż - dobrze, że było nas kilka lasek, bo chociaż późniejsze "omawianie" sztuki miało sens. Nie żebym się źle bawiła. ale po Ścibakównie i Królikowskim spodziewałam się więcej.
Generalnie 'Hipnoza" jest sztuką dwóch aktorów. Ona wciela się w piękną aktorkę z problemami na tle psychicznym, On jest natomiast lekarzem zachwyconym efektami hipnozy, i chcącym pomóc aktoreczce w jej problemach. Cały spektakl jest pokazem emocji, jakie rodzą się pomiędzy tymi dwoma, a jednocześnie pokazem kunsztu aktorskiego obojga aktorów. Szkoda tylko że Królikowski (którego dużo bardziej lubię od Ścibakówny) jest w tym spektaklu tylko tłem dla Niej. Widać to nawet po ubiorze - Ona - piękne suknie w żywych kolorach, On brązowe sztruksy i jasny sweter. Ścibakówna w jednej ze scen wznosi się na wyżyny, kiedy to jako zahipnotyzowana aktoreczka cwałuje po scenie wykrzykując różne bzdurki. W tym momencie Doktor jest prawie niewidoczny, zresztą przez cały spektakl Królikowski jest jakby krok do tyłu. Szkoda. Uważam że potencjał tego aktora naprawdę nie został wykorzystany.
Podsumowując - sztuka taka sobie (wiele lepszych widziałam w wykonaniu rodzimych artystów), poza tym była krótka, a z krzesła wcale nie spadłam.

1 komentarz:

  1. Kurza stopa, jak ja doskonale znam logistykę wyjść. Tym bardziej, że ja po kulturę muszę jechać ~50 km. Ale w niedzielę, dzięki uprzejmości jednej z babć, jedziemy z Kitkiem na koncert Heya :)

    OdpowiedzUsuń