"Mój balet" to najpiękniejsza książka, jaką przyszło mi ostatnimi czasy czytać. Czytać, przeglądać, wertować, podziwiać... nie jest to bowiem pozycja, z którą należy usiąść i przeczytać od deski do deski. To nowość na rynku wydawniczym, która naprawdę przyciąga wzrok. Z tą książką należy postępować tak: najpierw popatrzeć podotykać, pogłaskać, powąchać... następnie delikatnie otworzyć okładkę i pobieżnie przejrzeć ilustracje. Dlaczego pobieżnie? Ano dlatego, że "Oglądacz" już po kilku stronach orientuje się, że każda kolejna strona, to coraz to piękniejsze zdjęcia. Zapewniam Was, że gdy tylko skończycie oglądać po raz pierwszy, wrócicie do początku i znowu będziecie wertować, czując niedosyt i ogromną chęć napawania się detalami. Następnie nasz Oglądacz zamieni się w Czytacza i zacznie składać literki w całość. Z tego składania wyłoni się przepiękne i delikatne uzupełnienie ślicznych pastelowych zdjęć. Autorka - Pani Aneta Wira-Ostaszyk - jest tancerką zespołu Polskiego Baletu Narodowego. Wydawałoby się, że od tancerki do autorki książki daleka droga. Też tak myślałam, dopóki nie zajrzałam na bloga Pani Anety. Zajrzyjcie, bo naprawdę warto. Po lekturze bloga stwierdziłam, że jak ktoś ma zacięcie tak wspaniale pisać o swojej pasji i to od ponad sześciu lat, to rzeczywiście czas już na książkę.
To teraz trochę o zawartości. Książka w bardzo ciepły i przystępny sposób przybliża nam codzienność baletnicy. Ale to nie wszystko. Czytelnik może zobaczyć, jak z brzydkiego kaczątka rodzi się łabędź. Poznamy kulisy pracy w szkole baletowej, dowiemy się, jak to jest żyć w bursie, zajrzymy za kulisy, a nawet dowiemy się, że wszędzie zdarzają się wpadki i gafy. Nieprzewidziane zmiany w scenografii, kontuzje, albo...
Pamiętam spektakl, którego częścią były wymowne projekcje wideo, uzupełniające treść. Pod koniec pierwszego aktu coś się zawiesiło, jak to się czasem zdarza z komputerami. Tańczyliśmy więc... z wielkim napisem "Windows" w tle. Na szczęście w drugim akcie wszystko było już, jak trzeba.
Takich historyjek - dykteryjek jest w książce więcej i to one nadają świetny klimat całości.
Ostatnie trzy części były dla mnie najmniej atrakcyjne, ale rozumiem sens ich umieszczenia w książce. Dzięki nim "Mój balet" stanowi integralną całość, która wydaje się dziełem skończonym i idealnym. "Podstawy baletu", "Historia baletu i "Słynne balety" może nie zostały przeczytane przeze mnie od deski do deski, ale zapewniam Was, że warto się w nich choć trochę zagłębić. Dowiedziałam się na przykład, że "Jezioro Łabędzie" to balet, w którym (wg interpretacji Matthew Bourne'a) role łabądków grają mężczyźni. Chciałabym to zobaczyć.
Podsumowując - warto zapoznać się z książka tak piękną, że dech zapiera, a i zawartość merytoryczna zachwyci niejednego czytelnika.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz