czwartek, 26 lipca 2012

Osobliwości moich pociech

Wprowadzenie: Większość z nas przeżywa chwile fizycznej słabości spowodowanej przemęczeniem, stresem albo - jak w ostatnich dniach - upałem. W takich okolicznościach zdarza się użyć sformułowania "O rany jak jestem padnięta..."
Okoliczności: upalny, gorący dzień, pora obiadowa, Babcia Młodego własnie skończyła gotować obiad i delikatnie rzecz ujmując ma wszystkiego serdecznie dosyć. Kładzie się na kanapie w celu odsapnięcia i zregenerowania sił.
Młodszy: Babciu...
Babcia: Słucham cię ...
Młodszy: Babciu, czy Ty jesteś UPADŁA??
Babcia prawie spadła z kanapy, tyle, że ze śmiechu...

wtorek, 17 lipca 2012

Przyślę Panu list i klucz

Książka, która zachwyca, onieśmiela, rzuca na kolana, doprowadza do łez (oczywiście ze śmiechu), zmusza do myślenia, wzrusza, pobudza pamięć (gdzie ja to czytałam?)... Naprawdę rzadko udaje się trafić na taką perełkę. 
Kilka lat temu na początku mojego blogowania, o tej niepozornej książeczce było naprawdę głośno. Zaistniała na każdym śledzonym przeze mnie blogu i nie było dnia, żebym nie czytała na jej temat pochlebnych recenzji. Niestety - zdaniem wielu książka nie do zdobycia. Odwiedziłam Allegro i okazało się, że jakaś dobra dusza sprzedaje własnie egzemplarz za kwotę 25 zł. No po prostu grzech było się oprzeć. Tego grzechu nie popełniłam, za to dopuściłam się innego niedbalstwa. Mianowicie potrzebowałam prawie dwóch lat od chwili zakupu, aby po nią sięgnąć. W końcu sięgnęłam i... przepadłam 
A oto warszawska rodzina jakich wiele - Mama, Tata i dwie córki. Mama jak mama, sprząta, gotuje, pierze i główkuje, co do garnka włożyć. A Tata? Tata odbębnia swoja pracę rzetelnie i uczciwie w jednym celu: aby móc spokojnie wrócić do domu i utonąć w literaturze. Swoją miłością i uwielbieniem do książek zaraża dwie córki, które również robią wszystko, byleby otoczenie dało im spokój i pozwoliło spokojnie poczytać to, co się własnie nawinęło pod rękę. Trójka moli książkowych pod jednym dachem... biedna mama co pewien czas  wydzierała książki z rąk i piekliła się o ciągłe czytanie, ale w końcu poległa. A czytelnictwo w domu kwitło i prowadziło do wielu zabawnych sytuacji, np. do codziennej walki o cukierniczkę przy posiłkach bo - jak wiadomo wszystkim molom książkowym - jest to najlepsza podpórka do czytania książek w trakcie jedzenia. 
Autorka przeprowadza nas przez całe życie rodziny. Od narodzin dwóch córeczek, aż po ich zamążpójście i perypetie z tym związane. Cały czas obecne są książki: w szkole, w domu, w sklepie, w pociągu, w pracy (to były czasy :-)). Dziewczyny utożsamiają się z bohaterami czytanych książek, przeżywają ich niepowodzenia i często nie odróżniają prawdy od fikcji. Nie ulega jednak wątpliwości, że ich wiedza literacka jest po prostu oszałamiająca. Dziewczyny prenumerują "Wiadomości Literackie", potrafią z pasją dyskutować na trudne tematy, a jedna z nich poznaje nawet modnego wówczas autora  Wierzyńskiego!
Książka objętościowo niewielka, jednak uważam, że gdyby była grubsza, zaczęłaby czytelnika nużyć. Wprawdzie autorka lekko i zwinnie przeprowadza nas przez koleje losów przemiłej rodzinki, jednak natężenie książek i utworów literackich w treści książki jest tak duże, że czytelnik pracuje umysłem na bardzo wysokich obrotach ciągle zastanawiając się: Czytałam to czy nie czytałam? Znam ten fragment czy nie znam? Do czego jest to nawiązanie? Kiedy książkę zamknęłam na ostatniej stronie stwierdziłam, że pod koniec już miałam dosyć. A tak pozostało uczucie świetnej zabawy w trakcie lektury. :-)
Wiem, że jest drugi tom tej przesympatycznej powieści tylko gdzie go dostać? 

poniedziałek, 16 lipca 2012

Encyklopedia i szalone kaczki w literaturze :-)


Kiedy zamknęłam przesympatyczną książeczkę "O kaczce, która chciała dostać się do encyklopedii" zaczęłam zastanawiać się, czy wszystkie "literackie kaczki" mają lekko namieszane w łepetynkach. Kaczka dziwaczka nie należy do klasycznych przedstawicieli gatunku, legendarna złota kaczka też nie jest kaczką pospolitą. Bohaterka książeczki, którą Młodszy pokochał całym swoim trzyletnim serduszkiem jest również szalona. Mianowicie Kaczka Kiwaczka marzyła o tym aby dostać się do encyklopedii. Marzenie urodziło się w jej główce po tym, jak przez dwa miesiące studiowała zawartość encyklopedii, którą otrzymała w prezencie od rodziców. Po lekturze Kiwaczka stwierdziła, że ród kaczy jest na tyle głupi, że nie zasłużył nawet na to, aby być umieszczonym w tej mądrej księdze. I bynajmniej nie chodziło o definicję słowa "kaczka", o nie! Chodzi o kaczkę, która dokonała na tyle wielkiego czynu, aby zasłużyć nim na wzmiankę. Czegóż to nie wymyśliła dla sławy! Przebrała się za bażanta (na szczęście myśliwy szybko wybił jej ten pomysł) wspinała się na drzewo, a nawet wymyśliła sposób, aby na swoim dziobie trzymać całą kulę ziemską. W końcu udało się!!! Kaczka Kiwaczka dostała się do encyklopedii po tym, jak... Zapraszam do lektury :-) 


Książeczka "O Kaczce..." jest jedną z niewielu pozycji w naszej dziecięcej biblioteczce, którą z zaciekawieniem śledzą zarówno Starsza jak i Młodszy. Malucha porywają obrazki i prosta, przystępna treść opowiadania. Starsza natomiast zaczyna wychwytywać humor sytuacyjny i lekko ironiczny nastrój całej powiastki. Zresztą książeczka obfituje w dość sporo mądrych zdań i stwierdzeń, które ośmiolatka próbuje samodzielnie analizować. Mnie urzekł taki cytat: "Z mądrością to jest dziwnie - uśmiechnął się stary gąsior. - Im więcej się wie, tym mniej się wie". Natomiast Starsza ze wzruszeniem powtarza zakończenie książeczki: "Ale tak to w życiu bywa: aby przekonać się, że w domu jest najlepiej, trzeba z niego wyjechać na dłuższy czas."
Książeczka objętościowo niewielka zachwyca starannością wydania i dopracowaniem szczegółów. Twarda oprawa, staranne ilustracje, świetne rozmieszczenie tekstu i obrazków, czcionka zachęcająca ośmiolatkę do samodzielnego czytania - to wszystko spowodowało, że książeczka w naszym domu jest dość często wertowana. I tak właśnie powinno być.   


niedziela, 15 lipca 2012

Jeden dzień

"Jeden dzień" to jedna z tych książek, do których pasuje powiedzenie o apetycie, co to rośnie w miarę jedzenia.  Zaczyna się nieciekawie - para młodych ludzi spotyka się w trakcie studiów, a następnie zauroczeni sobą przeżywają jednorazową przygodę (tak się przynajmniej czytelnikowi wydaje). Wspólnie stwierdzają, że ten związek nie ma większej przyszłości i każde idzie swoją drogą. Oboje są jak lato i zima, ogień i woda - zupełnie inni i na pierwszy rzut oka niepasujący do siebie. Emma jest spokojną, zakompleksioną osóbką, która pomimo dwóch fakultetów nie może poradzić sobie w życiu. Dexter to klasyczny imprezowicz, przystojniak żyjący chwilą, alkoholem i nikotyną. Są chwile w ich życiu, kiedy przyciągają się wzajemnie jak magnesy, a są też takie kiedy się szczerze nienawidzą. 
Autor przeprowadza nas przez życie bohaterów w bardzo ciekawy sposób. Opisuje ich życie przez pryzmat jednego dnia - 14 lipca. Każdego roku zatrzymuje się właśnie tego dnia i opisuje to, co właśnie robią i to co przeżyli przez ostatni rok. Zabieg bardzo ciekawy i powodujący wyjątkowo specyficzny odbiór powieści. Początkowo opisuje ich życie chronologicznie, rok po roku. Jednak w pewnym momencie zaczyna cofać się pokazując, że związek tych dwóch osób nie jest taki płytki jak się wydawać mogło. 
Im dalej w powieść, tym bardziej losy tej dwójki mnie pochłaniały. A jak stało się to co się stało... Niesamowite emocje, żal i podziw dla autora, który z głupiej powiastki na początku stworzył tak emocjonalnie naładowaną powieść. 

czwartek, 12 lipca 2012

Upał

Wyobraźcie sobie stadion. Wielki, ogromny wypełniony dziesiątkami tysięcy ludzi. Są tam biznesmeni, bezrobotni, panienki, matki z dziećmi. Są kibole i są kibice - wszyscy zjednoczeni w jednym wspólnym celu: pokonać rywala! A jeżeli jest to jeszcze mecz finałowy, w którym gra nasza reprezentacja... będzie się działo!
Wszystko wygląda ekscytująco dla pobieżnego obserwatora. Tak większość z nas wyobraża sobie finałowy mecz podczas "Euro 2012". Jednak jest ktoś, kto postanowił pokazać nam jak wiele scenariuszy mogłoby się zdarzyć, jak mało wiemy i jak wiele sił kosztuje zapewnienie bezpieczeństwa kibicom i piłkarzom. Pan Marcin Ciszewski swoją książką zapalił czerwoną lampkę i przypomniał, że beztroska zabawa milionów kibiców okupiona jest ciężką pracą tysięcy osób różnych profesji i zawodów.  
"Upał" to mistrzowska literatura z serii "co by było gdyby". Autor od pierwszych stron powieści porywa nas w wir wydarzeń. Bardzo umiejętnie splata kolejne wątki tak, aby czytelnik miał wrażenie, że przedstawiane wydarzenia miały miejsce w rzeczywistości. A oto Warszawa w gorące letnie popołudnie. Koszula klei się do pleców, życie biegnie w zwolnionym tempie - któż tego nie zna? Młody Inspektor Jakub Tyszkiewicz otrzymuje zadanie, które na pierwszy rzut oka przerasta jego siły i możliwości. Ma zorganizować pracę policji i pozostałych służb specjalnych tak, aby "Euro 2012" było imprezą bezpieczną. Czytelnik ma wrażenie, że czyta dobrze napisane sprawozdanie z działań policji. Nic nie jest tu fikcją, wszystko mogło się zdarzyć "w realu", w trakcie przygotowań do poszczególnych meczów. Pierwszym sygnałem, który przypomniał mi, że jestem w fikcyjnym świecie było przesłuchanie Pakistańczyka przeprowadzone przez agentkę Potocką. Zaczęłam się zastanawiać czy takie zdarzenia mają miejsce w rzeczywistości? Po tej części powieści postanowiłam pamietać, że to co czytam to fikcja i nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. Postanowienie okazało się słuszne ponieważ od tego momentu autor wprowadzał coraz więcej elementów, które doprowadziło do końcowego BUM. Powieściowa ochrona Euro okazała się zadaniem trudnym ze względu na docierające do służb informacje o możliwym ataku terrorystycznym. Jakub robi wszystko co w swojej mocy aby posklejać skrawki informacji i zapobiec nieszczęściu. Rozwiązanie zagadki jest proste, a jednocześnie zaskakujące. 
Książkę czyta się lekko i szybko. Czytelnik towarzyszy bohaterom w każdej chwili. Rzadko w trakcie lektury miewam wrażenie, że akcja dzieje się tuż obok mnie. "Upał" jest własnie taką książką. Nie potrafię wyjaśnić jak autorowi udało się tak ująć akcję w słowa, by czytelnik znalazł się w samym centrum wydarzeń. Nie ulega wątpliwości, że zapewnia to dość sporo emocji, które w moim przypadku spotęgował fakt czytania książki w takcie prawdziwego "Euro 2012" . Czytając  o wydarzeniach, które w rzeczywistości dzieją się tuż  obok  często ogarniały mnie myśli w stylu "A jeżeli naprawdę zaraz coś się wydarzy?".
"Upał" jest powieścią typowo sensacyjną. Na jej podstawie można by nakręcić film, którego nie powstydziłby się najlepszy reżyser. Szybka akcja, wyrazisty bohater, w tle piękna, skrzywdzona kobieta, broń, terroryzm... czego więcej trzeba?
Dodam jeszcze, że bardzo podobało mi się zakończenie. Nie ma tu euforii i końca w stylu "... i żyli długo i szczęśliwie", jest natomiast pokorna ocena sytuacji i możliwości. Dla samego zakończenia warto sięgnąć po tę książkę. 
Na zakończenie dodam tylko, że w trakcie meczu finałowego na Euro 2012 ja z wypiekami na twarzy czytałam o Stadionie w Warszawie i terrorystach biegających wkoło niego... Niepowtarzalne uczucie...

środa, 27 czerwca 2012

Czary w małym miasteczku

O Jeżu Kolczasty - cóż za książka!
Od pewnego czasu w moje ręce wpadają książki delikatnie rzecz biorąc nietuzinkowe. "Pod nocnym niebem" było magiczne, "Drugie piętro" też nie jest banalną pozycją, ale "Czary w małym miasteczku" przeszły moje wszelkie oczekiwania. 
Ot miasteczko jakich wiele. Kilka ulic, zaniedbany rynek, park będący miejscem spotkań pijaczków. Mieszkańcy w większości szarzy i smutni. Jest pani Maria (urzędniczka, która w wolnych chwilach piecze boskie ciasta), jest też Krystyna, której mąż pracuje za granicą i tylko wówczas ona i jej dzieci mogą w miarę normalnie żyć. Kiedy mąż wraca nie może znaleźć sobie miejsca i zaczyna zatruwać bliskim życie. Autorka spokojnie i leniwie nakreśla pozostałych bohaterów. Pani lekarka jest samotną kobietą żyjącą z dnia na dzień, Pan burmistrz jest człowiekiem bez kręgosłupa (moralnego oczywiście), a gimnazjalista Joasia ma problemy z miejscowym księdzem. 
Pewnego dnia w miasteczku pojawia się starsza Pani i... życie się zmienia. Każdy z bohaterów odmienia swój los. Każdy ... 
Niestety więcej nie napiszę - choć bardzo mnie korci - bo popsuję całą przyjemność czytania. Dodam tylko, że książka jest idealnym dowodem na prawdziwość słów pewnej piosenki "Nic nie może przecież wiecznie trwać, co zesłał los trzeba będzie stracić..." 
Kiedy zamknęłam książkę nasunęło mi się pewne porównanie: ta książka to istna Mary Poppins dla dorosłych! Nie ma tu czarów w sensie latania, czy czarodziejskiej torby, ale bardziej wyrafinowane, ze smaczkiem i lukrem. Każdy czytelnik zdaje sobie sprawę, że zdarzenia, które spotykają głównych bohaterów  mogą być dziełem czystego przypadku, jednak bieg wydarzeń pokazuje, że to nie tylko to... 
Nie potrafię powiedzieć co mnie tak urzekło w tej książce. Niesamowity pomysł na fabułę to jedno, ale do tego książka ma to coś, co porywa i zachwyca. Może ten baśniowy klimat? Może prastary konflikt dobra ze złem, który tu ukazuje się dość przewrotnie? Może zwyczajność bohaterów? Nie mam pojęcia. Natomiast wiem z całą pewnością, że mieszanka powyższych elementów sprawiła iż książkę będę pamiętać jeszcze bardzo długo. 
Dodam tylko, że autorka Pani Marta Stefaniak bardzo mi zaimponowała. "Czary w małym miasteczku" to pierwsza książka Pani Marty, a pełna jest wątków budzących kontrowersje i wątpliwości. Pani Marta nie boi się trudnych pytań i jeszcze trudniejszych odpowiedzi. Bierze stereotypy w ręce i łamie je bezlitośnie. A już zakończenie książki powaliło mnie na kolana. 
Jak dla mnie - książka mistrzowska w swoje kategorii!

niedziela, 24 czerwca 2012

Pod nocnym niebem

Tak magicznej książki dawno nie czytałam. Książka, w której znajdziemy Jasia i Małgosię, Czerwonego Kapturka, Roszpunkę, samotne dzieciątko porzucone, w lesie, wieżę górującą nad okolicą, skarby, stare książki... Niesamowite połączenie współczesnej prozy, bajecznych opowiadań i starej Anglii. 
Bohaterka - jak na baśniową powieść przystało - jest nieszczęśliwą kobietą, która po utracie męża nie może odnaleźć się w szybkim brutalnym świecie. Jude pracuje w domu aukcyjnym, gdzie wycenia stare książki (też tak chcę!). Pewnego dnia otrzymuje propozycję ustalenia wartości książek należących do XVIII - wiecznego astronoma Anthony'ego Wickhama. Widząc w tym szansę na wyrwanie się z szarej codzienności postanawia podjąć wyzwanie i rusza do hrabstwa Norfolk gdzie znajduje się przepiękna, nieco podupadła rezydencja Starbrough Hall. Traf chciał, że te okolice należą do rodzinnych stron Jude, w których spędziła dzieciństwo. W pobliżu rezydencji mieszka jej babcia, oraz siostra z córeczką. W trakcie wyceny książek. Jude napotyka mroczną tajemnicę związaną z foly - strzelistą wieżą skrywającą w sobie mroki przeszłości. Jude przedziera się przez przeszłość poznając losy córki astronoma, wiążąc ze sobą losy wielu osób i odkrywając duchy przeszłości. 
Książka jest niespotykana. Zawiera w sobie taką mieszankę tajemnic, skrytek, niewytłumaczalnych snów, horoskopów i gwiazd, że czytelnikowi kręci się w głowie. Otwierając książkę wpadałam w XVIII - wieczne angielskie klimaty. Autorka niesamowicie oddała nastrój tamtej epoki zręcznie wplatając jej elementy w opisy teraźniejszości. Przykładowo, starszej Pani mieszkającej w rezydencji towarzyszy piesek rasy King Charls Spaniel, której przedstawiciele znani są z tego, że kilkaset lat temu byli ulubioną maskotką angielskich królów. Autorka jest mistrzynią splatania drobiazgów w jeden długi ciąg wydarzeń. Każde najmniej znaczące wydarzenie ma oddźwięk w późniejszych losach bohaterów; każdy opis jest stworzony w jakimś celu. 
Urzekła mnie wielowątkowość tej powieści. Można by właściwie stworzyć z niej trzy historie, a każda z nich zawierałaby porywającą tajemnicę. Często zdarza się że wielowątkowość innych powieści jest męcząca i nużąca. Nic z tych rzeczy. Autorka "Pod nocnym niebem" wprowadza nowych bohaterów i owe wątki pomału i z wyczuciem. Tym zapewne jest też motywowana objętość książki, która liczy ponad 500 stron. Jednak zapewniam - przemkniecie przez nią jak burza. 
Książka skrywa w sobie tajemnice przedstawione w dość oryginalny sposób. Autorka mistrzowsko splata ze sobą współczesność z horoskopami, obserwacją gwiazd, a nawet tajemniczymi snami nawiedzającymi niektórych bohaterów. Klimat książki jest tak silny i porywający, że czytelnik ma problem z powrotem do rzeczywistości.
Kiedy skończyłam czytać "Pod nocnym niebem" stałam przed moją biblioteczką wręcz zniechęcona. Po tej lekturze każdy tytuł wydawał mi się przyziemny i niezapewniający odpowiedniej dawki dobrej literatury. 
Na szczęście dobrze wybrałam!
Jeżeli macie chęć na baśniową podróż w objęcia XVIII-wiecznej Anglii - polecam. 

piątek, 15 czerwca 2012

Cóż za niebiańskie próżnowanie

Mam dziś wolne popołudnie. A właściwie WOLNE POPOŁUDNIE. Nie ma Starszej, Młodszego, Męża, pozostał ze mną tylko pies. Jak błogo.... Rzadko mi się to zdarza więc tym bardziej celebruję...


Pozdrawiam wszystkich tych, którzy doceniają rzadkie chwile samotności...

sobota, 9 czerwca 2012

Drugie piętro

Wyobraźcie sobie barwny dywan ukryty głęboko w szafie. Leży tam od wielu lat, zapomniany i zmięty. Pewnego dnia właściciel dywanu przypomina sobie o nim i wyciąga go z szafy. Najpierw ukazuje się początek. Śliczny, kolorowy, jednak brakuje w nim nitek. Właściciel nadal go wyciąga systematycznie uzupełniając brakujące części. Dywan nawet bez tych nitek jest szalenie ładny, jednak po wypełnieniu braków okazuje się, że oprócz urody ma też charakter. Jako całość nie jest może taki piękny i słodki jednak zachwyca. "Drugie piętro" to książka, którą właśnie tak się czyta. Ale o tym za chwilę. 
Kamienica przy ul. Śniadeckich jest domem pełnym wspomnień i klimatu. Na pierwszym piętrze mieszka Lidia - urocza emerytowana baletnica, z chęcią do życia i lekko ironicznym poczuciem humoru. Lidię poznajemy w chwili kiedy sąsiadka z drugiego piętra "katuje" ją i pozostałych sąsiadów muzyką poważną słuchaną całą mocą głośników. To Helena - sopranistka, której wielka kariera już przeminęła pozostawiając ślady na czarnych płytach pieczołowicie przechowywanych przez artystkę. Obie kobiety nie cierpią siebie nawzajem, unikają jak ognia, zatruwają sobie życie myślami o przeszłości i tym co z niej pozostało. Sytuacja diametralie zmienia się kiedy na drugim piętrze dochodzi do tragedii. Helena dostaje wylewu i niestety okazuje się, że samodzielnie raczej nie będzie w stanie funkcjonować. Lidia staje na wysokości zadania i postanawia zaopiekować się sąsiadką. Wspólne zamieszkiwanie budzi duchy przeszłości. Ponure, tragiczne, a jednocześnie ukazujące siłę przyjaźni. 
W trudne życie dwóch starszych poranionych pań wplatają się losy Wojtka i Miry. Ten wątek nie przypadł mi do gustu. Wojtek wynajmuje pokój u Lidii i pomaga starszym paniom w codziennym życiu. Szaleńczo kocha Mirę - serialową aktoreczkę, przedstawicielkę młodego pokolenia, bez ogłady i taktu. Ich losy splatają się w przedziwny sposób, aby na końcu powieści zachwycić. 
"Drugie piętro" jest debiutem Andrzeja Gumulaka. Jeżeli to debiut to ja poproszę o kolejne powieści. Autor świetnie poradził sobie z oddaniem odpowiedniego nastroju, ze stopniowaniem napięcia - pod tym względem książka jest po prostu genialna. Początek jest powolny i spokojny. Jak niedzielny poranek - nic wielkiego się nie dzieje, a czytelnik może rozsmakować się klimatem starej kamienicy i codziennego życia starszych pań. Autor snuje powieść, a im dalej, tym na sielankowym obrazku pojawia się więcej plam i niedopowiedzeń. Z łagodnego życia w XXI wieku wracamy do ciemnego PRL - u, a nawet dalej, do okresu wojny i powojennych szarości.  Czytelnikowi wiadro wody spada na głowę. Sielankowe życie staruszek musi zestawić z przeszłością, pełną bólu, zazdrości, rozpaczy i lęku.
Ogromne wrażenie zrobiło na mnie to, w jaki sposób autor rozwija kolejne etapy powieści. Roztacza przed czytelnikiem jakiś obraz (niby dywan, o którym pisze na początku). W każdym obrazie brakuje jakiegoś elementu. Kiedy ten brak zostaje uzupełniony okazuje się, że odpowiedź na pierwszą zagadkę kryje kolejne pytanie, kolejną wątpliwość. I tak nitka za nitką przed oczami czytelnika powstaje kobierzec, który po uzupełnieniu wszystkich nitek jest zupełnie odmienny od tego wyciągniętego z szafy. 
Książka zdobyła moje serce. Jest bardzo klimatyczna, świetnie się ją czyta, a fabuła porywa. Niestety jak dla mnie ma jedną wadę - wątek Wojtka i Miry. Postać Wojtka jest lekko sztuczna i przez całą książkę zastanawiałam się po co właściwie autor powołał go do życia. Staruszki świetnie radziły sobie bez niego, a on ciągle wypływał niby kaczka w stawie. Serialowa aktoreczka Mira w ogóle nie zdobyła mojej sympatii. Przedstawicielka młodego pokolenia zupełnie nie pasuje do klimatycznej fabuły. Dopiero na końcu zrozumiałam, że postać Wojtka była drogą do wyjaśnienia pewnej tajemnicy. Nie zmieniło to mojego poglądu, że ciągnięcie tego biednego Wojtka przez całą książkę i wplatanie go na siłę w losy dwóch starszych pań nie jest zbyt udane. 
Książka godna polecenia. Nie jest to literatura wysokich lotów, ale świetna, wciągająca powieść zabierająca czytelnika w podróż po zawiłych losach dwóch artystek. Pokazuje jak okrutna jest historia naszego kraju i jak wiele musiały przejść osoby, którym przyszło żyć w tych czasach. 

wtorek, 5 czerwca 2012

Sposób na Elfa hau hau :-)

Książki o zwierzętach zajmują dość ważne miejsce na półkach Starszej. Uwielbia serię "Zaopiekuj się mną"  o zwierzęcych pupilach, którzy już na okładkach wzbudzają żałość (przez co mnie zniechęcają). Przez długi okres czasu maltretowała książkę pt. "Groszka - piesek który chciał mieć dziewczynkę". Obecnie zafascynowała ją twórczość Pana Marcina Pałasza i książka "Sposób na Elfa". Mnie szczerze mówiąc też. 
Elf - jak sama nazwa wskazuje jest psem. Pierwszy raz spotykamy go w schronisku gdzie jako szczeniak wraz z siostrą oczekuje na nowego człowieka, aby móc go oswoić i zamieszkać razem z nim. Równocześnie poznajemy Dużego będącego pisarzem i jego Syna przedstawianego jako Młody, który bardzo chce mieć psa. Dobra - myśli Duży. Niech będzie. W ten oto sposób Elf trafia do domu Dużego. Biedny, zakompleksiony psiak z dużą dozą humoru odkrywa, że warto mieć oswojonego człowieka i to dziwne miejsce nazywane mieszkaniem. 
Książka jest przezabawna, świetnie napisana, opowiadania są krótkie, lekkie i niesamowicie "smaczne". Tego smaczku dodaje fakt, że każda sytuacja opisana jest z dwóch punktów widzenia - ludzkiego i psiego. Prowadzi to do arcyciekawych i zabawnych sytuacji, wniosków i przemyśleń zarówno ze strony człowieka jak i przesympatycznego psiaka. Idealnym przykładem są ręczniki papierowe używane przez Dużego do wycierania podłogi z siuśków, którymi Elf niestety nieraz jeszcze znaczy podłogę. Kiedy Duży wraca z codziennej porcji joggingu (cały spocony oczywiście) i ręcznikami papierowymi wyciera sobie włosy Psiak dochodzi do wniosku, że Duży na pewno sika sobie na głowę!. :-) 
Pan Marcin Pałasz w książce prezentuje poczucie humoru, które moją Starszą doprowadza do spazmów śmiechu. I nieważne że nie każdego dorosłego to bawi. Moi drodzy dorośli, przecież to książka dla dzieciaków, co więcej - książka z bardzo ważnym przesłaniem. Bo wśród śmiechów i chichotów Starsza zamyśliła się i stwierdziła, że następny pies po naszym długouchym Kulisiu będzie wzięty ze schroniska. OK. Niech co dziesiąta osoba, która przeczyta książkę "Sposób na elfa" weźmie psa ze schroniska. Będzie dobrze, no nie?
Każdy dzieciak, który weźmie książkę do ręki na pewno będzie się świetnie bawił. Obok zabawnego tekstu książka okraszona została czarno - białymi ilustracjami autorstwa p. Olgi Reszelskiej. Obrazki trafnie uzupełniają treść książki same przy tym bawiąc. Bo którego malucha nie rozbawią męskie  bokserki dyndające na antenie satelitarnej? 
Książka jest genialna w swojej prostocie. W prostocie przekazu również. Kochajmy nasze czworonogi i uczmy dzieciaki dzielić świat z nimi. 
Panie Marcinie - mój szacunek. Za pomysł i realizację. Wraz ze Starszą czekamy na kolejne Pana książki!

sobota, 26 maja 2012

Strasznie trudne wierszyki

"Strasznie trudne wierszyki" to książka dla każdego. Starsza (która właśnie kończy pierwszą klasę) zakochała się w książeczce i nie rozstaje się z nią ani na chwilę. Dzięki niewielkiej ilości tekstu na stronach z wielką chęcią czyta sama co więcej - czyta Młodszemu. Młodszy natomiast z wielką chęcią słucha dołączonej do książki płyty, na której wierszyki z książeczki mistrzowsko interpretuje p. Maciej Stuhr. Młody słucha i powtarza, a że wymowa "sz", "rz", "cz" i "dż" nie jest jego mocną stroną - śmiechu jest mnóstwo. Jeżeli macie ochotę to posłuchajcie wierszyka "Homar i komar".



Autorka książki p. Izabela Mikrut stworzyła świetne rymowanki, w których natężenie głosek sprawiających trudność maluchom jest dość spore. Wierszyk o wiewiórce, która dała nurka w biurko najeżony jest głoską "r". Tak samo rymowanka o piratach robiących przy sztormie cudaczne rzeczy. Starsza najbardziej lubi wierszyk o znikających truskawkach, a Młodszy z lubością powtarza wierszyk o kurkach co lubią rurki, a raczej "Wielszyk o kulkach co lubią lulki".
Książeczkę wzbogacają wspaniałe ilustracje Olgi Reszelskiej. Starsza jak tylko wzięła książkę do ręki od razu stwierdziła, że to opowiadania o rodzinie "Kazia". Rzeczywiście kreska p. Olgi jest na tyle charakterystyczna, że z łatwością z pamięci wykopywałyśmy wcześniej czytane książki z Jej ilustracjami. Naprawdę fajna zabawa! Ilustracje są ciepłe i dowcipne, rozmieszczone na stronach bez większego ładu i składu co zachęca małolaty do ciągłego wertowania i odkrywania coraz to nowych graficznych drobiazgów. 
Jedynym mankamentem książeczki jest jej objętość. Wierszyki zostały pochłonięte przez moje pociechy w ciągu 20 minut i padło pytanie: "Mamo jest jakiś drugi tom?"  
Szanowna Pani Izo - czekamy!
Książeczkę polecam zwłaszcza w kontekście zbliżającego się Dnia Dziecka. Książeczka jest stosunkowo tania, a zapewnia dzieciakom wiele dobrej zabawy. Świetny pomysł na prezent. 

niedziela, 20 maja 2012

Krąg magii - Księga Daji

Bajki dla dzieci to coś, co tygryski lubią najbardziej. Chyba wszystkie dzieci przepadają za rycerzami, księżniczkami, smokami i nadzieją, że wszystko skończy się dobrze. A dorośli? Dorośli mają fantastykę. Problem tkwi jednak w tym, że odmian literatury fantastycznej jest mnóstwo i nie wszystko mi odpowiada. "Krąg magii" trafił. W samo sedno.
Tym razem przychodzi kolej na Daję. To właśnie ona i jej moc związana z ogniem są bohaterami trzeciej części serii. Daja przy produkcji gwoździ wytwarza stalową roślinę, która zdobywa serca kupców z "Dziesiątej karawany". Kupcy postanawiają za wszelką cenę zdobyć stalową roślinę. Problem tkwi w tym, że Daja została wymazana z kręgów kupców i jako osoba "spoza" nie istnieje, a tym samym nie można z nią negocjować ceny. Daja jest rozdarta pomiędzy swoimi przyjaciółmi, a tęsknotą za tym co było, za swoimi korzeniami i kupieckimi zwyczajami. Obok jej uczuć w powieści dzieje się wiele. Magia przyjaciół splata się, co niesie za sobą wiele problemów. Briar niszczy drogocenne krokusy, Sandra niszczy drogocenny haft.... wszystko to powoduje, że młodzi czarodzieje tracą pewność siebie. Tymczasem Dolina Złotej Grani potrzebuje magów z całą ich mocą. Od wielu lat nękana jest suszą i pożarami i tylko magiczne siły chronią ją przed całkowitym zniszczeniem w płomieniach. Jak łatwo się domyślić to właśnie Daja będzie musiała zmierzyć się z pożarami, ogniem i mocą płomieni...
Powiem szczerze, że uwielbiam takie książki. Ot bajka dla dorosłych i nikt nie próbuje udawać że jest inaczej. Tak jak urzekły mnie dwa pierwsze tomy, tak i trzeci nie zawiódł moich oczekiwań choć przyznam,  że najmniej mnie zachwycił. Co nie oznacza że był nieciekawy. Wręcz przeciwnie - jak większość bajek ta również porwała mnie do swojej krainy.  Jednak główny wątek to nie szybka akcja i gwałtowne zmiany w dziejach bohaterów jak to miało miejsce w drugim tomie. Trzeci tom zwalnia obracając się głównie wokół uczuć i rozterek Daji. Dopiero w drugiej części książki akcja gwałtownie się rozkręca, aż parzy - dosłownie i w przenośni.
Wszystkie trzy tomy zachwyciły mnie dopracowaniem magicznego świata. Autorka w żadnym miejscu nie pozwoliła sobie na niedoróbki. Wszystko - od  głównych bohaterów zaczynając, a na wyposażeniu zamkowej kuchni kończąc  - jest dopracowane i przemyślane. To świat, w którym czytelnik chciałby być i przeżywać magiczne przygody. Świat, który mnie porwał i zachwycił szczegółami, drobiazgami i dopracowaną codziennością magicznego życia.
Jeżeli macie ochotę zanurzyć się w świat magii - polecam. Zacznijcie jednak od Księgi Sandry i Księgi Tris, a dopiero potem dajcie się porwać księdze Daji. Warto!

środa, 16 maja 2012

Cóż ca cudowna krowa! (Przygody krowy Balbiny)

Czy znacie Reksia? Bolka i Lolka? Gąskę Balbinkę z jej przyjacielem Ptysiem? Misia Uszatka z nieodłącznymi kumplami? Tych bohaterów zna prawie każdy - zarówno dorosły jak i dziecko. Gdyby Pani Iwona Kocińska wymyśliła i opisała "Przygody krowy Ballbiny" trochę wcześniej - na pewno ta przesympatyczna krówka dołączyłaby do grona kultowych postaci kreskówek.
Krowa Balbina jest naprawdę urocza. Ma rogi, ogon, łaty i uwielbia kiedy się ją głaszcze. Cechą charakterystyczną Balbiny jest to, że ma jeden róg i pół drugiego. Okazuje się to bardzo przydatną cechą ponieważ ułatwia wiele czynności jak np. zbieranie poziomek dla małej Dorotki. Krowa Balbina ma też śmieszną krótką grzywkę. Przyjaciele Balbiny żartują, że w nocy nakręca ją na lokówkę. Ponadto Balbina jest strasznym łakomczuchem i ma słaby wzrok. Najbardziej na świecie lubi jeść rumianki dzięki czemu daje  rumiankowe mleko. I jak tu nie kochać takiej krowy? 
Krowa żyje na podwórku Babci i Dziadka wraz z przyjaciółmi: kotem Filipem, psem Nestorem i - jak to na wsi bywa - z wieloma innymi wiejskimi Zwierzakami. Razem przeprowadzają małego czytelnika przez cztery pory roku i wiejskie życie, które obfituje w ciekawe zdarzenia i przygody. Maluch może dowiedzieć się, że pierwszym znakiem wiosny są przylatujące bociany, że latem można zbierać poziomki i robić kompot z jabłek, że dziki uwielbiają jeść żołędzie, jesienią są wykopki, a zimą niestety krowa nie wychodzi na łąkę tylko siedzi w oborze  i nudzi się. 
Książka jest przecudownie ciepła. Nie jestem polonistą, ale też nie trzeba nim być, żeby wyczuć wiele serca, serdeczności, i ciepła w słowach, które opisują życie Balbiny. "Przygody Balbiny" nie są skomplikowane - ot tyle, żeby maluszek nie stracił uwagi i zainteresowania. Do tego wszystkiego należy dołączyć emocjonalną wiedzę którą podczas lektury możemy przekazać naszemu dziecku: o najbliższych trzeba dbać,  nie można krzywdzić innych i nie należy myśleć tylko o sobie. Te oczywiste prawdy ujęte są w zwykłe, proste, docierające do małego serduszka słowa. Zresztą oto próbka:
"To normalne, że się kłócą. Mają różne charaktery - myślała sobie. - Ale czemu zamiast rozmawiać zaczynają się bić? Tego nigdy nie zrozumiem. To takie proste. Nie chcesz, żeby Cię bili inni, ty też nie rób tego. Proste prawda? 
Oczywiście - jak to w bajkach "Skrzata" bywa" - książka jest ślicznie wydana. Twarda oprawa, magiczne wręcz ilustracje, gruby elegancki papier - to wszystko sprawia, że Krowa Balbina idealnie nadaje się na książkowy prezent na dzień dziecka. Polecam. 

poniedziałek, 14 maja 2012

Cichy wielbiciel

Są książki śmieszne, są ksiażki sensacyjne, są też książki straszne. Nie chodzi mi o książki z wampirami czy też thillery, bo takich nie lubię. Chodzi mi raczej o taki strach życiowy, o strach przed tym co może się wydarzyć. Kiedy książka jest słaba, taki strach jest odczuwany jakoś tak sztucznie. Jednak kiedy książka jest dobra, a autor gra rolę swoistego rodzaju psychologa grając czytelnikowi na emocjach i uczuciach... wtedy się dzieje dużo.
Stalking jest pojęciem stosunkowo młodym i dającym  wiele do myślenia. Nie każdemu bowiem mieści się w głowie, że kwiaty, prezenty sms-y  i miłosne wyznania mogą przybrać cechy psychicznego znęcania się nad wybranką serca. Mogą zniszczyć życie obdarowywanej osobie, co więcej - mogą pozostawić rany w psychice do końca życia.
Młoda, śliczna Julia jest dziewczyną jakich wiele. Mieszka z koleżankami w wynajętym mieszkaniu, pracuje i próbuje ułożyć sobie życie. Ma wiecznie pracującego chłopaka, przyjaciół i rodziców, którzy wspierają ją na każdym kroku. Pewnego dnia otrzymuje wielki bukiet kwiatów. Jeden bukiet przemienia się w setki wiązanek, tysiące sms - ów, prezenty, upominki.... Początkowo wszystkim dookoła wydaje się to bardzo romantyczne. Cichy wielbiciel zbyt nieśmiały by się ujawnić - która kobieta o tym nie marzy? Problem w tym, że ten wielbiciel wysyła dziennie setki sms - ów, często o lekkim zabarwieniu erotycznym, co więcej otumania Julię, wnika w jej mózg i niszczy jej  życie.
"Cichy wielbiciel" jest specyficznym kryminałem. Tu nie ma zbrodni i zagadki w stylu kto zabił. Nie ulega jednak wątpliwości że jest ofiara i jest sprawca. Jest nawet specyficzna zbrodnia zwana stalkingiem, która od niedawna w polskim kodeksie karnym zagrożona jest karą pozbawienia wolności do lat trzech lub, w przypadku doprowadzenia ofiary do próby samobójczej, do 10 lat.
Olga Rudnicka po lekturze "Cichego wielbiciela" ogromnie zyskała w moich oczach. Jest autorką niesamowicie wnikliwą, mistrzynią kreowania postaci. Każda postać w tej książce jest dogłębnie przemyślana; przyjaciółki, współlokatorki, mama, nawet właścicielka kwiaciarni - każda z tych postaci jest odpowiednio przedstawiona i wyposażona w niezbędne dla akcji cechy charakteru.
Książkę czyta się - a właściwie pochłania - cudownie lekko i pasjonująco. Sprawne pióro, wartka akcja, ciekawy temat, wszytko to składa się na lekturę godną polecenia.  

poniedziałek, 7 maja 2012

Pojechane podróże

"Pojechane podróże" to książka, która mnie zachwyciła, oczarowała i porwała. Literatura faktu okraszona pięknymi fotografiami. Świetne relacje ludzi z pasją. Niesamowite zdjęcia ukazujące magiczne miejsca, towarzyszące podróżnikom uczucia. Mogę tak długo... długo... Książka naprawdę mnie oczarowała.
Autorzy to podróżnicy dzielący się z czytelnikami relacjami z przeróżnych zakątków Ziemi. Jest relacja Anny Czerwińskiej z najwyższych gór świata. Historia opowiedziana przez doświadczoną himalaistkę świetnie się komponuje z relacją Roberta Maciąga, który po serii wpadek i problemów spełnił swoje największe marzenie i dotarł do Mont Everestu. Samotnie, pokonując choroby, depresję i nieuczciwość ludzką osiąga swój cel. Moje serce zdobyła też relacja z podróży do Pakistanu po ciężarówkę. Śliczną, kolorową, wesołą staromodną ciężarówkę! Pojazd ten ma bieg wsteczny za to nie ma ręcznego hamulca. "Prędkościomierza, wskaźnika temperatury silnika, poziomu paliwa też nie ma ale - co bardzo istotne, jest osiem klaksonów".   Podobała mi się też relacja podróżników idących śladem więźniów, którym udało się uciec z sowieckiego łagru pod Jakuckiem. Ludzie ci wędrowali przez Syberię, Mongolię pustynię Gobi i Tybet aż do Indii. Dokonali czegoś co wydaje się niemożliwe. Teraz świetnie wyposażona ekipa idzie w ślady więźniów łamiąc sobie głowy jak grupie wychudzonych i wynędzniałych ludzi udało się przeżyć w tak nieprzyjaznych warunkach. Ucieczka została opisana przez Sławomira Rawicza w książce pt. "Długi Marsz", która czeka na mojej półce w kolejce na przeczytanie. 
Relacji jest siedemnaście - każda opisana z wielką pasją  i miłością do odwiedzanych miejsc. Czytelnik ma wrażenie, że autorzy żyją w innym świecie. Nie ma tu codziennej rutyny - praca, dzieci, dom, tylko pasjonujące i pełne przygód życie. Dopiero później uświadamiamy sobie, że to też są zwykli ludzie tyle że ich serca przepełnia ogromna pasja i miłość do podróży, która pomaga zwalczyć trudności i przeciwności stające na drodze do celu. Każdy z podróżników ma swój dom, pracę, studia, ale zawsze na pierwszym miejscu jest podróż. 
Z książki bije jeszcze jedno przesłanie. Cokolwiek byśmy nie zrobili zawsze Matka Ziemia pokaże nam, że Ona tu rządzi, a człowiek jest jedynie dodatkiem. Większość podróżników podkreśla szacunek do przyrody, a już poniższe zdjęcie jest wyjątkowym dowodem na szacunek i miłość do świata. 
Każda relacja jest inna; zresztą każdy z podróżników ma inny styl pisania. Kilka relacji napisanych jest  dość topornym językiem (o dziwo nie przypadła mi do gustu relacja Jarosława Kuźniara, który jak na dziennikarza nie popisał się). Większość jednak czyta się jak po maśle. Lekkie pióro w połączeniu z pięknem opisów i świetnymi zdjęciami tworzą porywającą całość. 
Czytelnik ma problem z tą książką która pęta i więzi. Kiedy zaczynamy czytać wyobraźnia pracuje pełną parą. Natomiast kiedy próbujemy przerwać i odłożyć książkę bardzo trudno jest wrócić do rzeczywistości. Potrzeba chwili, aby zaakceptować to, że siedzi się na krześle w kuchni, a nie w traktorze mknącym przez Amazonię czy też na motorze pędzącym przez Azję. Wrażenie to potęgują prześliczne zdjęcia, które ukazują każdą wyprawę w drażniących wyobraźnię czytelnika szczegółach. 
Kiedy pierwszy raz wzięłam w ręce "Pojechane podróże" uderzyła mnie waga tej książki. Jest ona po prostu ciężka jednak nic dziwnego. Z racji dbałości wydawcy o szczegóły książka została wydana na kredowym papierze. Jak wiadomo nie ma lepszego sposobu na prezentowanie zdjęć. Po pierwszym przekartkowaniu byłam wdzięczna że wydawca poświęcił wagę książki na rzecz podkreślenia piękna prezentowanych fotografii. Bo tak naprawdę "Pojechane podróże" to piękny album, którego lekturę rozpoczyna się od wąchania kartek i sycenia wzroku przepięknymi fotografiami. Dopiero potem człowiek zaczyna zauważać literki i czytać... czytać... czytać...