wtorek, 22 lutego 2011

Jillian Westfield wyszła za mąż

Książki mają w sobie magię.  Magię, która pozwala wczuć się w swój nastrój, a następnie albo ten nastrój zburzyć, albo jeszcze bardziej wzmocnić. Są też takie książki, które każą się zatrzymać i zastanowić. Książka "Jillian Westfield wyszła za mąż" to klasyczny przykład literatury kobiecej. Zresztą wydawca wcale tego nie ukrywa co widać po okładce. I dobrze. Bo właśnie kobiety z tej - pozornie banalnej opowieści - wyciągną najwięcej wniosków, docenią to co osiągnęły i przestaną oglądać się za siebie. 
Fabuły streszczać nie będę. Wystarczy w przeglądarkę wpisać tytuł i właściwie nie trzeba czytać książki. Nadmienię tylko, że główna bohaterka cofa się siedem lat - do zwrotnego punktu w swoim życiu, do miejsca w którym dokonała wyboru. Rozstała się ze swoim chłopakiem i podążyła za miłością do człowieka, który zdobył jej serce podczas kilku przypadkowych spotkań. Życie w swoim poprzednim życiu daje wiele możliwości zmiany tego, co już nastąpiło. Tylko czy aby na pewno należy to zmieniać? 
Książka jest prosta w odbiorze, przez co czytelnik bardzo szybko i sprawnie przemyka przez kolejne strony. W trakcie lektury były jednak momenty przy których zatrzymałam się. Kiedy przyjaciółka Jillian traci swoje nienarodzone dziecko, Jillian robi wszystko aby nie doszło do kolejnych poronień. Zna przyszłość i wie, że kolejne straty doprowadzą do tragedii. Taka możliwość ingerencji w przyszłość bardzo mi się podoba. Ale gdy czytałam opisy tęsknoty Jillian za swoją jeszcze nienarodzoną córeczką przyszło mi do głowy, że za nic w świecie nie zmieniłabym nic co mogłoby spowodować że moje dwa skarbki nie pojawiłyby się na świecie.
Najważniejsze jednak jest to, że bohaterka pokazuje jak ważne jest umiejętne wyciąganie wniosków. Z dużym uporem i świadomością efektów, delikatnie i pomału zmienia swoje życie. Jednocześnie porównuje wydarzenia z „obu żyć” (że tak to określę) i ciągle prześladuje ją pytanie „co z tego wyniknie?”
Mocno zaznaczam, że książka jest w swoim ogólnym zarysie bardzo pogodna. A ja uwielbiam książki z tzw. drugim dnem. I to jest właśnie taka pozycja. Pod przykrywką opowiastki o kobiecie, która ma jedyną szansę zmienić swoje dotychczasowe życie pojawia się historia o tym jak wiele trzeba stracić, aby docenić to co się dotychczas miało.
I jeszcze jedno. Książka ta jest wyraźnym dowodem na to, że nie można uszczęśliwiać innych swoim kosztem. To prowadzi tylko i wyłącznie do tego, że wszyscy dookoła są nieszczęśliwi.
Premiera książki 23 lutego wobec czego zapraszam do najbliższej Księgarni. 

7 komentarzy:

  1. Następna książka mnie osacza ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początku mysłam, że to beznadziejne czytadło, ale teraz coraj częściej mam ochotę po nią sięgnąc :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi się Twoja recenzja. Mnie również czeka zrecenzowanie tej książki, chociaż kompletnie nie wiem, co mam w niej napisać, bo czuję się tak ani ciepła ani zimna na temat tej lektury...

    OdpowiedzUsuń
  4. Domi ja też tak czasem mam,ale wystarczy odczekać i samo wyjdzie:D Co do książki mi bardzo się podobała:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z Twoją recenzją. Ta książka nie dość, że przyjemna, to i wartościowa. I bardzo dobrze. Takich książek powinno powstawać jak najwięcej.

    OdpowiedzUsuń
  6. Wszędzie ją ostatnio widzę :)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Viconia, jeśli jeszcze nie czytałaś książki, zapraszam do konkursu - http://www.emocje.net.pl/co-nas-powstrzymuje-przed-zmiana-konkurs/ - możną tę powieść wygrać :) do 6 marca

    OdpowiedzUsuń