Cóż za przejmująca książka! Przejmująca, smutna i porywająca zarazem. To jedna z tych książek, które zaczynasz czytać i pomimo tego, że odczucia, które towarzyszą każdej literce nie należą do wesołych i optymistycznych - nie możesz się oderwać.
Książkę skończyłam czytać ponad tydzień temu, ale odczucia i myśli na tyle kłębiły się w mojej głowie, że nijak nie dały się poskładać w całość. Początkowo pochłaniałam książkę jako wysokiej klasy literaturę, jednak im bliżej końca, tym bardziej z przerażeniem przeczuwałam co się wydarzy. Z jednej strony miałam ochotę ją odłożyć i pozostać w nieświadomości zakończenia. Z drugiej - no jakże mogłabym nie skończyć! Rzadko odkładam książkę bez przeczytania całości. Zdarza się to jedynie przy marnej pozycji. a ta w żadnym wypadku nie jest marna - wręcz przeciwnie!
Opowiada... inaczej. Książka składa się z obrazków, kadrów z życia zatrzymanych i opisanych z wyjątkową dokładnością i dbałością o szczegóły. Rozpoczyna się od końca po to, by ukazać tragiczne wszystkiego początki. Główny bohater rozpoczyna opowieść od opisania uczuć towarzyszących śmierci ojca. Potem śmierć matki, choroba brata, szpital psychiatryczny, walka z codziennością... Wydawałoby się, że takie ujęcie wydarzeń będzie prowadziło do stopniowego łagodzenia rozburzonych emocji, a tymczasem wręcz przeciwnie. Bohater z brutalną szczerością, a jednocześnie beznamiętnie układa epizody ze swojego życia w całość. Opowiada o swoim kochanku (egoiście krzywdzącym tych, których kocha), o szkole z chorymi zasadami, w której nauczycielka krzywdziła psychikę podopiecznych, o przejmującej potrzebie do fizycznego okaleczania samego siebie... Kiedy czytelnik ma wrażenie, że już nic gorszego w życiu bohatera nie może się wydarzyć, następuje koniec świata.
Z bolesnych wspomnień o alkoholizmie i próbach samobójczych oraz z dziecięcej traumy Goolrick tworzy doskonale napisaną nielinearną opowieść o swoim życiu. Wyrazistość szczegółów zapamiętanych przez pisarza z jego najmłodszych lat głęboko porusza, podobnie jak przesycający tę książkę nastrój nieuleczonego smutku.
„People”
„People”
Książka uderzyła mnie dbałością o szczegóły. Kiedy czytamy opis koktajli i bankietów będących jedną wielką farsą, słychać brzęk kieliszków, czuć zapach perfum i przygotowywanych potraw. Czytelnik ma wrażenie, że zdarzenia obserwuje zza firanki, podgląda zakłamane życie ówczesnych dorosłych przewyższając ich wiedzą o uczuciach, jakie towarzyszą większości z nich. Należy z całą mocą podkreślić, że język autora jest bardzo prosty. Niczego nie ubarwia, a emocje, które opisuje są proste, niewyrafinowane. Taka prostota potęguje odczucie zwierzeń i szczerości.
Najbardziej przejmujące są ostatnie akapity książki. Po ich przeczytaniu cała treść staje czytelnikowi przed oczami i podlega ponownej analizie. Nagle okazuje się, że książka napisana jest "ku przestrodze". A mnie pozycja ta będzie długo towarzyszyć podczas niedzielnych spacerów po parku, pełnym szczęśliwych rodzin i uśmiechniętych dzieciaków... czy aby na pewno szczęśliwych?
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Nasza Księgarnia, za co serdecznie dziękuję.
Pierwszo słyszę o tej pozycji, ale po Twojej recenzji książkę muszę przeczytać!! Zapisuję i będę polować na okazję w księgarni:). Pozdrawiam;)
OdpowiedzUsuńJa również pierwsze słyszę o owej książce, ale muszę przyznać, że mnie zainteresowałaś ;P
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę ją przeczytać!
OdpowiedzUsuńPoza tym bardzo interesująca okładka.
NNie słyszałam jeszcze o tej książce, Twoja recenzja zachęciła mnie do jej poznania. Zapisuje i z pewnością przeczytam.
OdpowiedzUsuńFajnie, że są takie książki. Lubię, kiedy literatura porusza, pochłania i przytłacza wręcz. Jedyny problem w tej chwili jest taki, że za nic w świecie nie sięgnę teraz po książkę naładowaną złem i bólem. Nie teraz.
OdpowiedzUsuńRównież muszę ją koniecznie przeczytać
OdpowiedzUsuńNo to dołączam się do listy osób, które chcą ją przeczytać ;)
OdpowiedzUsuńSama okładka wygląda tak fenomenalnie, że aż trudno byłoby mi jej nie kupić - tak kusi :) Recenzja jest świetna.
OdpowiedzUsuńWrzucam do schowka, dziękuję.
OdpowiedzUsuń