środa, 19 stycznia 2011

O tym że Wilga to ptak, który raduje dzieciaki :-)

Dzisiejszy wieczór moja Starsza spędziła na jęczeniu w kółko tego samego. Odmieniała zwrot "Poczytaj mi mamo" przez wszystkie przypadki czasy, tryby i co jeszcze jest możliwe. A wszystko za sprawą paczki, którą przyniósł nam Pan listonosz. Po otwarciu okazało się że w środku są książeczki dla dzieci od Wydawnictwa Wilga. Korzystając z okazji stworzyłam niewielki stosik, który prezentuję:

Cztery pierwsze pozycje to właśnie Wydawnictwo Wilga. Tupcio Chrupcio w dwóch odsłonach: "Urodzinowy prezent" i "Kapryśna myszka" zachwyciły nas ilustracjami. Kolejna pozycja to "Kot Filemon i Czerwony Kapturek" W paczce znalazł się jeszcze "Kot Filemon i złota rybka", ale na czas zdjęcia Starsza zaanektowała książeczkę i żadne argumenty nie przekonały jej do choćby chwilowego z nią rozstania. W związku z powyższym "Kot Filemon i Czerwony Kapturek" pełni honory. Hitem przesyłki okazała się książeczka Doroty Gellner pt. "Roztrzepana sprzątaczka". Dwie wcześniejsze książeczki stoją u nas na półce na honorowym miejscu (o jednej z nich pisałam tu.) Obie czytywane są często i namiętnie, a teraz do kompletu doszła trzecia :-))) Kolejną pozycją jest książka "W biegu... książka podróżna". W swoim czasie chciałam ją wygrać w konkursie jednak nie udało się. Wydawnictwo Universitas sprawiło mi ogromną frajdę przesyłając mi tę książkę wraz z książką "Fotografia jako sztuka współczesna". A na koniec niczym wisienka na torcie prezentuje się książka od portalu "Lubimy czytać" pt. "Mariola moje krople..." Z AUTOGRAFEM! 
Brakuje mi tylko czasu żeby podelektować się tym wszystkim...

wtorek, 18 stycznia 2011

Otuleni deszczem

Znacie to uczucie, kiedy jedziecie samochodem przez spokojną okolicę i nagle czujecie, że musicie zwolnić tylko po to, aby przedłużyć tę chwilę, posłuchać ptaków, podelektować się spokojem i ciszą... Po chwili wracacie do rzeczywistości, znowu pędzicie do celu, ale ta chwilka na długo pozostanie w Waszej pamięci. Taka właśnie jest książka "Otuleni deszczem". Jeżeli trafi ona w ręce czytelnika po kilku pozycjach z szybką akcją, częstymi dialogami i "głośną" fabułą, to doprowadzi do zatrzymania się i zamyślenia. Bo właściwie po co pędzić? Może lepiej podelektować się każdą napotkaną literką, dbałością o szczegóły, pięknem opisów i tematem - niekoniecznie błahym?
Tucker - zawodowy fotograf jest człowiekiem z przeszłością, z którą nie może się uporać. Aby zapomnieć oddaje się podróżom i pasji fotografowania. Jednak życie zmusza go, aby zwolnił i rozejrzał się wkoło siebie. Jego przyjaciółka z dzieciństwa Katie potrzebuje pomocy. Jego przyrodni brat Mutt również nie poradzi sobie bez jego pomocnej dłoni. Cała trójka jest poraniona i skrzywdzona przez los. Każdy z nich wśród  beznadziei wspomnień znajduje jednak światełko prowadzące przez życie. To Mama Ella - opiekunka, która dla chłopców w dzieciństwie była sterem, żeglarzem i okrętem. Czytelnik obserwuje, jak Tucker wraz z bliskimi podnosi się, jak radzą sobie ze wspomnieniami, jak walczą o to, aby każdy następny dzień był bliższy normalności niż poprzednie. Coś pięknego. 
Książka zachwyca na kilka sposobów Po pierwsze jest przepełniona wiarą. Mama Ella jest osobą głęboko wierzącą - każdy problem potrafi rozwiązać cytatem z Biblii. I choć jestem osobą, której drogi jakoś nie prowadzą do Kościoła, to jednak sposób pokazania wiary przez autora budzi we mnie podziw i szacunek. Moje serce zdobyła historia Elli o skrytce na ludzi. "Są tam schowani ludzie. Ludzie, których kochasz, a którzy Ciebie kochają. Skrytka ma się dobrze, gdy jest pełna, a boli, gdy jest pusta." Mama Ella wiele życiowych prawd tłumaczy na swój prosty i przejrzysty sposób, który powoduje, że nawet najbardziej zawiłe sprawy wydają się proste. 
Po drugie książka ma w sobie nastrój. Ogromna rezydencja, ojciec będący złym człowiekiem, ciepła i oddana opiekunka, wielkie przestrzenie, na których dzieciaki spędzają każdą wolną chwilę... Wszystkie te elementy składają się na klimat - ciepły jak pyszna herbata... niestety gorzka z powodu przemocy, która jest w książce bardzo istotnym składnikiem. Należy jednak podkreślić, że autor w mistrzowski sposób żongluje emocjami tak, aby czytelnik miał poczucie obiektywizmu co do obserwowanych zdarzeń. 
Po trzecie autor wyjątkowo zadbał o szczegóły. Każdy bohater ma swoją historię, nawet sześcioletni chłopiec jest postacią z niebanalną przeszłością. Każde miejsce jest jedyne w swoim rodzaju. Dom w którym chłopcy się wychowali, biuro ojca, kamieniołom - każde miejsce możemy malować w wyobraźni i to bynajmniej nie dowolnie, lecz pod dyktando autora. 
Książkę polecam z całego serca. To jedna z tych pozycji która każdemu da coś dobrego. Pozwoli zwolnić i pomyśleć, czy wystarczająco szanujemy to co mamy. Pokaże każdemu że można cieszyć się z drobiazgów takich jak czas spędzony z bliskimi - nawet podczas deszczu i niepogody.
Reasumując - niesamowicie mnie ta powieść "uduchowiła". Tak pozytywnie. 
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa WAM za co serdecznie dziękuję. Została ona wydana w ramach serii Labirynty". Bardzo jestem ciekawa kolejnych. 

niedziela, 16 stycznia 2011

Literki na dworcu

Literki na dworcu" to książeczka, która dotarła do mnie od Wydawnictwa WAM przed samymi świętami. Starsza na widok literek zacietrzewiła się i stwierdziła, że szlaczki to Ona może robić w szkole, a nie w domu. Pozostawiłam bez komentarza, jednak książeczkę położyłam na biurku. I co się okazało? Może i rzeczywiście szlaczki Jej nie przekonały, za to naklejki były tym elementem, który przeważył.  
Książeczka zawiera wierszyk o literkach, które wybierają się w podróż pociągiem. Każda z literek taszczy ze sobą przedmiot zaczynający się na odpowiednią literkę. Jedynie "Y na ten rozgardiasz patrzyło z przedziału, cieszyło się w duchu, że nic nie zabrało." Obok wierszyka na każdej stronie jest obrazek do pokolorowania i linijka literek do napisania przez malucha. Zapomniałabym - oczywiście jeszcze naklejki, które moją Starszą przekonały do przewertowania książeczki. Jak już ponaklejała to stwierdziła, że pokoloruje. Jak pokolorowała to łaskawie oświadczyła, że głupio wygląda, gdy część strony jest zrobiona a część nie, więc i szlaczki literkopodobne wykonała. I O TO CHODZI !!!

sobota, 15 stycznia 2011

Wyniki konkursu

"Cukiernia pod Amorem" tom II znalazła nowego właściciela. Jako że nie lubię cięcia karteczek, wypisywania i całego szumu wkoło tego, a programiku do losowania (który bardzo mi się podoba) nie umiem pobrać -  poprosiłam moją drugą połowę w postaci Męża o odegranie roli "sierotki". Mój mąż - jak każdy mężczyzna - nie mógł po prostu podać liczby, tylko zaczął myśleć. Po kilku minutach ogłosił: PIĘĆ!!!. Wyliczenie było dość skomplikowane. Powiem tylko, że związane było z książką "Kompania braci", której bohaterami są żołnierze 101 dywizji powietrzno-desantowej, oraz ilością osób która się zgłosiła, czyli 48. 
Podsumowując - książka trafia do IZUSR!
Gratuluję i poproszę adresik na maila.

sobota, 8 stycznia 2011

Chaty krzyczące

Po książkach współczesnych, często lekkich, łatwych i przyjemnych trafiłam na książkę, która ściągnęła mnie na ziemię i podcięła - na szczęście na krótko - skrzydła. W pierwszej chwili żałowałam, że ją przeczytałam, jednak szybko opamiętałam się. Przecież to książka o tym, co naprawdę się wydarzyło i to nie tak dawno. Przecież pokolenie moich dziadków doświadczyło tego na własnej skórze. Dlatego właśnie takie książki powinny istnieć, należy o nich mówić, promować je i przekazywać dalej. 
"Chaty krzyczące" to zbiór opowiadań obrazujący trudne relacje polsko - ukraińskie w czasie wojny i tuż po jej zakończeniu. Książkę podzielono na dwie części. Pierwsza z nich zawiera opowiadania o tragicznych zdarzeniach jakie miały miejsce na ziemiach wschodnich zaraz po drugiej wojnie światowej. Każdy z nas z lekcji historii wie, że Polacy walczyli z Ukraińcami (nie mam zamiaru wchodzić w polityczne dyskusje). Każdy z narodów miał swoje racje, każdy z narodów był krzywdzony i poniżany. Autor książki w ogromie ludzkich nieszczęść pokazuję tragedię jednostek - Polaka zakochanego w Ukraince, która zostaje na jego oczach brutalnie zgwałcona i zamordowana, ojca mordującego własnego syna, syna, który chce zabić własną matkę tylko dlatego, że jest Ukrainką... każde opowiadanie to ból i smutek. Człowiek zastanawia się, co musi się wydarzyć, żeby ludzie tak nisko upadki. Do tego wszystkiego dochodzi świadomość, że Ci ludzie bardzo długo byli sąsiadami, żyli obok siebie. Na pewno nie darzyli się braterską miłością, ale funkcjonowali się szanowali i pomagali sobie w codziennym życiu.
Druga część książki to opowiadania o tragedii ludzi przesiedlonych na zachód, pozbawionych korzeni; ludzi których przerzucono daleko od domu, a następnie pozostawiono własnemu losowi. 
Smutne to wszytko i przygnębiające, jednak trzeba pamiętać. Polecam ją wszystkim tym, którzy wśród literatury łatwej, lekkiej i przyjemnej chcieliby przypomnieć sobie, że książki służą też ku przestrodze pokoleń. Żeby nie zapomnieli i nigdy nie dopuścili do powtórki z historii. Bardzo spodobały mi się słowa zawarte w książce które pochodzą od Wydawcy:
"Należy (...) wyartykułować prawdę, o której się nie mówi. Oczywistą dla wszystkich, którzy wojnę pamiętają i być może mniej oczywistą dla pokoleń wychowanych w pokoju. 
Czas wojny to okres, w którym prawa moralne i etyczne są jakby w zawieszeniu. To czas, w którym uaktywniają się i często przewodzą małym grupom siejącym strach i spustoszenie jednostki aspołeczne; ludzie, których w czasie pokoju nazywamy marginesem społecznym. W czasie pokoju ludzie tacy są izolowani na podstawie wyroków za przestępstwa.
To przecież nie intelektualiści palili chaty i mordowali okrutnie po obu stronach. Ale do intelektualistów należy pokazanie ogromu krzywd z przesłaniem: nigdy więcej!"
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Promocyjnego Albatros za co serdecznie dziękuję.

piątek, 7 stycznia 2011

Grisham i młody prawnik

Twórczość Johna Grishama jednoznacznie kojarzy mi się z dobrą prozą określaną mianem thrilleru prawniczego. Zaczęłam dawno, dawno temu, od "Bractwa". Potem z rozpędu pochłonęłam "Ławę przysięgłych", "Klienta" i "Komorę". "Pokochałam też "Raport Pelikana" - zarówno w formie książkowej jak i filmowej. Te pozycje to dla mnie klasyczna twórczość Grishama. W późniejszym okresie autor postanowił odstąpić od prawniczego charakteru swojej twórczości i wydał kilka książek, które można określić jako obyczajowe. Taki właśnie jest "Malowany dom", czy też "Ominąć święta". Taki Grisham już nie bardzo mi pasował. Na szczęście najnowsza książka "Theodore Boone Młody Prawnik" jest powrotem do formy, jaką lubię najbardziej. Szkoda tylko, że powrotem takim delikatnym...
Theo jest trzynastolatkiem, który pochodzi z prawniczej rodziny. Jego mama jest specjalistką od rozwodów a  tata odpowiednikiem naszego notariusza. Nic więc dziwnego, że chłopiec orientuje się w przepisach i wyczuwa prawnicze niuanse dużo lepiej niż jego rówieśnicy. Z kart książki wywnioskować można, że błyskotliwy trzynastolatek właściwie mógłby otworzyć już swoją kancelarię i tylko wiek mu na to nie pozwala. Tymczasem w jego rodzinnym mieście rozpoczyna się głośny proces o zabójstwo. Oskarżenie nie dysponuje dowodami bezpośrednimi a jedynie poszlakami i to też wątpliwej siły. Tymczasem Theo wie coś, co może wpłynąć na bieg procesu... 
Autor John Grisham
Książkę czyta się szybko, łatwo i przyjemnie. Bohaterzy kreowani są jasno i wyraziście. Ten kto ma budzić sympatię - ją budzi, a kto ma być nielubiany - jest darzony antypatią. To powoduje, że książkę odbiera się jak powieść dla młodzieży, choć nie ma wątpliwości, że Grisham nigdy nie parał się takim pisarstwem. Uczucie to wzmacnia wiek bohatera, który ciągle walczy sam ze sobą: iść do szkoły, czy do Sądu? Niespotykana sprawa... Theo (jak na nastolatka przystało) ma nawet swoją stronę internetową http://www.theodoreboone.com, na której możemy obejrzeć pola golfowe i inne szczegóły pochodzące z książki. 
Ogromnym plusem książki jest wyraziste zaprezentowanie amerykańskiego systemu prawnego, tak różnego od tego, który panuje u nas. Ława przysięgłych, decydująca o winie lub niewinności oskarżonego, dużo większa samodzielność sędziego. Książkę można potraktować jako przewodnik po amerykańskim prawie dla początkujących. Dużo mówi się o zasadzie domniemania niewinności, o możliwości powołania świadka, którego nie zgłoszono przed rozpoczęciem procesu. Możemy też znaleźć instytucie w ogóle nieznane naszemu systemowi, np. Sąd do spraw zwierząt, rozpatrujący sprawy wałęsających się psiaków i innych zdarzeń z udziałem czworonogów. 
I jeszcze jedno - książka, pomimo tego, że mówi o morderstwie, przedstawia proces i najeżona jest prawniczymi szczegółami - posiada w sobie nastrój i pogodę, która powoduje, że nawet w deszczowe (czy też śnieżne dni) czyta się ją z uśmiechem na ustach. Pies Sędzia, sekretarka ubierająca się cokolwiek dziwnie, przyjaciele Theo, pierwsze młodzieńcze zauroczenie... to wszytko składa się na powieść, którą chce się czytać. 
Książka jest naprawdę dobra, jednak moim zdaniem Grisham w tym przypadku nie wspiął się na wyżyny swoich talentów pisarskich. Ja osobiście poleciłabym ją tym wszystkim, którzy przygodę z Grishamem dopiero zaczynają. Po jej przeczytaniu wiele szczegółów procesowych zawartych w  innych książkach nie budzi już żadnych wątpliwości. Wytrawnych znawców Grishama, którzy nastawiają się na klasykę może nieco rozczarować...
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa Amber, za co serdecznie dziękuję. Zresztą pozostałe książki Grishama, stojące w rządku w mojej biblioteczce również wydane zostały przez to Wydawnictwo.
Pięknie prezentują się na mojej półce!

czwartek, 6 stycznia 2011

Premiera Crescendo

Zupełnie niedawno przeczytałam książkę "Szeptem". Książka niezła w związku z czym ucieszyła mnie wiadomość, że 12 stycznia w naszych księgarniach ukaże się drugi tom przygód Nory. 
Notka Wydawcy:
Nora wiedziała, że jej życie jest dalekie od doskonałości. Pomimo tego rozpoczyna romans ze swoim aniołem stróżem Patch'em. Niestety Patch zaczyna się od niej oddalać, a Nora nie może zrozumieć czy robi to dla jej dobra czy jego zainteresowanie przeszło na jej arcy-wroga, Marcie Millar. Mało tego Nore nawiedzają obrazy jej ojca. Dziewczyna pragnie dociec co tak naprawdę stało się w nocy gdy wyjechał z Portland i nigdy nie wrócił.
Im bardziej Nora zagłębia się w tajemnice śmierci ojca tym bardziej zastanawia się czy jej Nephilizm ma coś z tym wspólnego. Kiedy Patch przestaje odpowiadać na jej pytania i wyraźnie staje na jej drodze, Nora zaczyna szukać odpowiedzi na własną rękę, a posiadanie osobistego anioła stróża wcale jej tego nie ułatwia. Ale czy naprawdę może liczyć na Patch'a, a może skrywa on tajemnicę mroczniejszą niż może to sobie wyobrazić? 

Jak tylko będę miała okazję na pewno znajdzie się w moich rękach :-)))

środa, 5 stycznia 2011

"Zakręty losu"

Kiedy wzięłam książkę "Zakręty losu" Agnieszki Lingas – Łoniewskiej do ręki nie wiedziałam zupełnie, czego się spodziewać. Autorki nie znałam, okładka mi się nie spodobała, o książce nic nie słyszałam. Pomyślałam jednak, że spróbuję choćby dlatego, że to literatura polska, a wszystko co polskie ... :-)))
Jak dobrze, że nie zrezygnowałam! Książka zadziałała jak odkurzacz - pochłonęła mnie na dwa dni, poobijała moja psychikę, a następnie zrozpaczoną wyrzuciła z siebie. Dlaczego zrozpaczoną? Bo dopiero na końcówce zorientowałam się, że to pierwszy tom, a na drugi ... TRZEBA CZEKAĆ!!! 
Fabułę przedstawię krótko, bo wiele osób przede mną to już uczyniło.
W pierwszej części poznajemy  Kasię Matczak (dziewczynę poukładaną z właściwym systemem wartości), która zmuszona jest zostawić za sobą wszystko i wraz z ojcem przenieść się do domu Jego narzeczonej Anki. Na Kasię czeka przybrana siostra stanowiąca zupełne przeciwieństwo. Negatywne emocje pomiędzy przybranymi siostrami pojawiły się od pierwszych spotkań. Kasia uprawia sporty i podczas jednego z treningów poznaje Krzysia, którego życie jest już związane (w przedziwny i chory sposób) z nową rodziną dziewczyny.  Młodzi zakochują się w sobie bez pamięci. Uczucie to prowadzi jednak do powikłania losów całej rodziny, a co najgorsze - Kasia również cierpi i nie potrafi poradzić sobie z wydarzeniami, które stawia przed nią los...
W drugiej części spotykamy zimnego mecenasa Borowskiego i piękną prokurator Kochańską którzy stają  po dwóch stronach głośnego procesu sądowego. Co tym razem szykuje los? 

Książka jest niesamowita z kilku względów. Po pierwsze nie jest to jakaś wydumana historia, jakich na rynku wydawniczym obecnie wiele. Wydarzenia opisane w książce rzeczywiście mogły mieć miejsce i nie ma potrzeby ingerencji wampirów, wilkołaków i innych mocy nadprzyrodzonych. Rzecz dzieje się we Wrocławiu, akcja zawiązuje się na ławeczce w parku, bohaterzy to ludzie z krwi i kości - każdy z nich ma swoje wady i zalety, każdy jest wyjątkowy. Podziwiam umiejętność autorki do kreowania postaci drugoplanowych. Sylwia, czy też Łysy nie stanowią wiele w przebiegu akcji, a mimo to ich postacie są wyraziste i pełne życia.  
Po drugie Pani Agnieszka posiada niezwykle "łatwe pióro" - opowieść chwyta czytelnika i nie chce puścić. Autorka zastosowała ciekawą formę przedstawienia myśli bohaterów. Na początku drażniło mnie to, ale po kilku stronach uznałam to za wartościowe wzbogacenie treści. Im bardzie wgłębiałam się w losy Krzysia i Kasi, tym bardziej zabieg ten dopełniał całą historię.   
Po trzecie w książce są tak zwane "momenty" :-))) Miłość - zarówno w swerze emocjonalnej jak i fizycznej - wylewa się z kartek. Chwile te ubrano w słowa delikatnie, w sposób nie rażący niczyich uczuć. Jak to określiła sama autorka w wywiadzie który przeczytałam tu - "...nie jest łatwo napisać scenę erotyczną tak, aby z tego niesmaczny pornusek nie wyszedł".  Miłosne sceny stworzone przez Panią Agnieszkę są delikatne a jednocześnie pełne namiętności... 
Jeszcze jedna rzecz mnie urzekła. Książka porusza problem narkotyków, alkoholu i innych używek. Wątek ten jednak nie jest moralizatorski. On po prostu jest - obiektywnie przedstawiony bez żadnych większych emocji. Oczywiście emocje są w bohaterach, ale czytelnik jest ich biernym obserwatorem. Budzi jednak wiele kontrowersji i pytań. Jak to możliwe, że dwie dziewczyny mogą być tak różne? Gdzie tkwił błąd Anki? Co powoduje, że młody człowiek nie widzi zła, które niosą za sobą prochy i lgnie do nić jak ćma do ognia? 
Podsumowując - książka pochłania czytelnika, wykręca go na lewą stronę wywołując różnorodną gamę uczuć, poprzez swoją normalność jest niesamowita, a dzięki autorce nie nudzi ani przez chwilę. 
I gdybym wiedziała że to pierwszy tom...  
Na zakończenie dodam, że książkę czytałam wszędzie. Nawet leżąc na podłodze i jedną ręką bawiąc się samochodzikami z Młodszym, oczami wodziłam po literkach. 
Takie perełki powinny mieć gdzieś umieszczone ostrzeżenie przed czytaniem w krótkich chwilach wolnych. 
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa "Novae Res" za co jeszcze raz serdecznie dziękuję Panu Wojciechowi. Panie Wojtku - chwile z takimi książkami to miód na moje serce. 



wtorek, 4 stycznia 2011

Wygrywajka z Cukiernią pod Amorem

Po czym poznać przyjaciół? Po tym, że znają nasze oczekiwania, marzenia i zachciewajki. Sprawdziło mi się w 100 procentach. Z racji 18 rocznicy 18 urodzin (podwójnie pełnoletnia - a co :-))) dostałam książkowe prezenty. Najpierw w pracy cztery Sroczki podarowały mi książki "Rok w poziomce" i drugi tom "Cukierni", a po południu moja sąsiedzka przyjaciółka również przyszła z "Cukiernią" pod pachą. Dziewczyny - jesteście niezastąpione :-)))
W związku z powyższym ogłaszam, że jeden z drugich tomów Cukierni czeka na nowego właściciela. 
Zapraszam do wpisywania się pod postem celem wyrażenia chęci zaopiekowania się drugim tomem "Cukierni". Prosiłabym również o umieszczenie u siebie zdjęcia z informacją o "Wygrywajce". 
Losowanie odbędzie się 15 stycznia wieczorem.
Chętnych zapraszam serdecznie. 

niedziela, 2 stycznia 2011

Polska literatura wygrywa!!!

Skończyłam czytać "Zakręty losu" Agnieszki Lingas - Łoniewskiej. Nie napiszę jeszcze recenzji, a jedynie kilka słów, które mi się nasunęły po przeczytaniu tej książki. 
Mistrzostwo literatury polskiej! Wspaniała narracja, pochłaniająca czytelnika fabuła, a do tego to coś - rzadko spotykane, ale jeżeli już jest - to rewelacja!
Książkę otrzymałam od Wydawnictwa "Novaeres" i to jest właśnie przyczynkiem tego krótkiego wpisu. Zawsze bałam się momentu, kiedy będę musiała zrecenzować książkę słabą; taką która po prostu mi się nie podobała. Takiej sytuacji jeszcze nie było. Otrzymałam natomiast książkę, której nie przeczytałabym, gdyby nie przemiły Pan Wojciech z  Wydawnictwa "Novaeres". Panie Wojtku - wielkie dzięki!
Dużo było dyskusji na blogach o egzemplarzach recenzenckich, obiektywizmu wystawianych opinii takim książkom i uczciwości recenzentów. Ja wiem jedno - współpracę z Wydawnictwami podjęłam licząc na dobry gust osób, które książki mi podsyłają. I nie zawiodłam się! 
Panie Wojtku - dziękuję. 

sobota, 1 stycznia 2011

Kryminał, jakiego mi trzeba

Wiele książek ma swój klimat - uroczy, niepowtarzalny, mroczny, bajkowy i każdy inny jaki można sobie wyobrazić. Nie każda książka jednak - a raczej  nie każdy autor - ma w sobie tyle sił, aby o ten klimat dbać, hołubić mu i detalami wzbogacać jego odczucia. Niewątpliwie czytelnikowi łatwo wczuć się w charakter epoki w przypadku książki, która po prostu została wówczas napisana. Ale książka współczesna? Opowiadająca o Kanadzie z przełomu XIX i XX wieku? Byłam bardzo ciekawa jak autorka poradziła sobie z tym niełatwym przecież zadaniem, zwłaszcza, że uwielbiam wyszukiwać w książkach nieścisłości. W tym przypadku nie udało się. Książka bezbłędnie wprowadza w nastrój epoki, a autorka Maureen Jennings zyskała mój ogromny szacunek. Stworzyła fenomenalny, klasyczny kryminał, pozwalając czytelnikowi przebywać w zupełnie innej epoce jednocześnie delektując się drobiazgami i szczegółami z życia ówczesnych bohaterów. 
Książka zaczyna się - jak na kryminał przystało - od znalezienia zwłok. "Znalezienia" w niecodziennym tego słowa znaczeniu - ciekawych zapraszam do przeczytania. Już ten opis dał mi przedsmak całości. Profesjonalny po prostu. Kilkanaście pierwszych zdań zawładnęło wyobraźnią i nie chciało puścić. Ale do rzeczy. Okazuje się że zamordowaną jest  Therese Laporte - służąca bogatych mieszkańców miasta.  Dziewczyna spodziewała się dziecka co dodatkowo utrudniało pracę detektywa Wiliama Murdocha. W trakcie śledztwa okazuje się, że każdy z domowników ma jakiś sekret. Akcja pędzi i rozwija się. Dochodzi do kolejnych nieszczęść, które pomału prowadzą naszego bohatera detektywa do rozwikłania zagadki. Rozważne śledztwo pełne metodycznego dochodzenia przeradza się  w wyścig pomiędzy obrońcą prawa a bezdusznym mordercą. 
Książka urzekła mnie. Stanowi wykończoną całość w każdym calu. Przy wartkiej akcji, autorka zadbała o to, aby odbiorca uczestniczył w niej  jako obserwator "stojąc na krawężniku drogi" na której dzieje się akcja. Czytelnik poznaje realia codziennego życia bohaterów. Wraz z nimi pali fajkę, dba o szczegóły niecodziennej dla nas garderoby, poznaje delikatne niuanse stosunków damsko - męskich i brutalne realia XIX - wiecznego rynku pracy. Do tego akcja toczy się zimą, kiedy osoby o średnim statusie materialnym po prostu walczą o przetrwanie. Mnie natomiast zdobyła historia młodych gazeciarzy, którzy trzymali się życia dziecięcymi pazurkami walcząc o przetrwanie na ulicach wielkiego miasta. 
Po zamknięciu ksiązki moje myśli wędrowały do andersenowskiej dziewczynki z zapałkami, która na pewno gdzieś tam siedziała w tym zimnie.
Książka stanowi pierwszy tom serii, która osiągnęła ogromną popularność w Kanadzie. Myślę, że u nas detektyw Murdoch również łatwo nie odda pola. 
Wydawnictwo Oficynka postawiło na dobrego konia. :-))) 

środa, 29 grudnia 2010

Szeptem do mnie mów...

Cóż za piękna okładka! Odcienie szarości i czerni, aż po biel, wysportowane ciało, nad którym właściciel ma moc i władzę... i te pióra - ni to obdarte,ni to wyskubane, bezwładne skrzydła już bez swojej mocy..... coś pięknego!
A książka ? Też niezła. Odebrałam ją jako powieść dla nastolatek, którą świetnie się czyta,  (uznanie dla tłumacza) stworzoną na kanwie obecnej mody na wampiry, strzygi i inne cudactwa. Jak widać do tej grupy można również zaliczyć... anioły. 
Bohaterka powieści Nora jest zwykła nastolatką lubiącą zakupy z przyjaciółką i marzącą o wielkiej miłości. Pewnego dnia nauczyciel biologii przydziela jej do ławki nowego kolegę  o imieniu Patch. Chłopak jest wyjątkowo tajemniczy;  intryguje i odpycha od siebie, budzi ciekawość i lęk. Dziewczyny prowadzą dochodzenie próbując czegoś się o nim dowiedzieć.W tym samym czasie w otoczeniu Nory  zaczynają dziać się dziwne rzeczy: ktoś zaczyna ją śledzić, wydaje jej się że ma przewidzenia. Pewnego dnia (oczywiście po wielu perypetiach, podchodach i flirtach) na plecach Patcha zauważa blizny w kształcie odwróconej litery „V”. To co zdarza się potem przechodzi najśmielsze oczekiwania. 
Minusem książki jest to, że  powstała po sadze "Zmierzch" a nie przed nią.  Gdyby tak się stało, uniknięto by porównań a tak... mam nieodparte wrażenie, że wiele z wampirów przeniesiono do aniołów. A już scena w sali gimnastycznej bez żadnych oporów gnała moje myśli ku sali tańca, w której Bella przeżyła podobny koszmar co Nora. 
Po minusach przyszła kolej na zalety. Książkę czyta się wyjątkowo dobrze. Autorka pomału wprowadza nas w tajniki anielskich możliwości co pozwala na delektowanie się tajemnicą i "szelestem skrzydeł". Nie ulega wątpliwości że historia upadłych aniołów budzi zainteresowanie i bardzo żałuję że tak mało uwagi i miejsca poświęcono tej historii. Moim zdaniem ten wątek powinien być dominujący, a nie historyjka o tym, jak dwie nastolatki usiłują rozgryźć przeszłość kolegi z klasy.
Książka nie zachwyciła mnie, ale na tyle pochłonęła, że na pewno sięgnę po drugi tom pt. "Crescendo".
Ciekawa jestem jak NA PRAWDĘ wyglądają anioły... Mam nadzieję, że tak...




poniedziałek, 27 grudnia 2010

Dziękuję Świętemu Mikołajowi :-)))

Święty Mikołaj był w tym roku wyjątkowo dla mnie szczodry. Prezenty zrzucał mi już kilka dni przed Wigilią, ale rozumiem - tyle osób na świecie czekało na podarunki, że postanowił ułatwić sobie pracę... Jego skrzatami  byli Panowie z firm kurierskich, którzy dzielnie przedzierali się przez zaspy z paczuszkami. A oto efekt. 

"Theodore Boone Młody prawnik" to prezent od Wydawnictwa Amber.

"Szczęśliwy w III Rzeszy", "Pracownik" i "Chaty krzyczące" to prezent od Wydawnictwa Albatros.

"Otuleni deszczem", "Rocznica. Historia miłości" i "Powody, aby wierzyć" przesłało mi Wydawnictwo WAM
"Skaza", "Krótka historia spodni...", "Nasza klasa i co dalej", "Snajper" i "zakręty losu" mikołajkowo dotarło do mnie od Wydawnictwa "Novaeres".
"Ostatnia noc jej życia" otrzymałam od Wydawnictwa "Oficynka".
Wszystkim wydawniczym Mikołajom bardzo serdecznie dziękuję !
Prezenty dostała również moja Starsza. Wydawnictwo WAM przesłało dla niej prześliczną książeczkę pt. "Rozmowy z Puszkiem", a także - coby się w świąteczny czas nie nudziła - "Literki na dworcu". Starsza najpierw się obruszyła stwierdzając że w święta żadnych szlaczków uprawiać nie będzie, ale gdy zobaczyła naklejki... robota poszła migiem. 
Trzy książeczki o pupilach Starsza znalazła pod choinką już od "prawdziwego" Mikołaja. Pierwszą z serii opisałam już wcześniej, teraz pora na kolejne. 
A ja z moim mężem też znaleźliśmy pod choinką książki. Za niesprawiedliwe uznałam to, że ja dostałam tylko jedną, a mój Luby dwie, ale co tam. I tak stać będą w mojej biblioteczce :-)))

A na zakończenie moja Perełka w poszukiwaniu książki
odpowiedniej dla swojego wieku :-)))

sobota, 25 grudnia 2010

"O chłopcu, który ujarzmił wiatr" i... zdobył moje serce

Skończyłam czytać książkę, która zrobiła na mnie niesamowite wrażenie. Rzadko kiedy po odłożeniu książki czuję niedosyt. Najczęściej moje "ja" przyjmuje do wiadomości fakt, że historia się skończyła i czas sięgnąć po nową. A tu nie! W przypadku książki "O chłopcu który ujarzmiła wiatr" czułam niedosyt i chęć poznania dalszych losów tytułowego chłopca. 
Książka zgodnie z opisem wydawcy zapowiada się na historię młodzieńca - pomysłowego i żądnego wiedzy. Dzięki własnemu sprytowi i inteligencji z przysłowiowego "niczego" buduje wiatrak. Rzeczywiście historia chłopca  jest, tyle że zajmuje 1/3 książki. Druga historia, której się nie spodziewałam, a która zrobiła na mnie ogromne wrażenie, to opowieść o ludzkim dramacie, jakim jest głód. W 2002 roku w Malawi susza zniszczyła zbiory. Doprowadziło to do śmierci milionów osób. Książka nie traktuje tematu ogólnie a przedstawia walkę o życie tej jednej konkretnej rodziny. Nie brakuje w niej opisów, które chwytają za serce. "Kobiety z wychudzonymi szarymi twarzami siedziały osobno błagając Boga o zmiłowanie. Ale robiły to po cichu nie płakały. Wszędzie zresztą ludzie cierpieli w milczeniu bo nikt nie miał siły na płacz.Dzieci z wzdętymi brzuszkami i dziwnie wyrudziałymi włoskami gromadziły się pod wystawami sklepowymi ..." Rodzina głównego bohatera również cierpiała ograniczając ilość posiłków początkowo do jednego a następnie do kilku kęsów dziennie. Kiedy zdamy sobie sprawę, że ludzie tak cierpieli w czasach internetu i hipermarketów ... włos się jeży na głowie. 
Obok ludzkiej tragedii, snują się losy chłopca Wiliama, który urodził się w małej wiosce Masitala. Dzieciństwo - jak na dziecko Afryki przystało - kojarzy Mu się z szamanami i czarami. Jako starszy chłopiec pomagał ojcu na polu kukurydzy, oraz w uprawach tytoniu. Chłopiec, który miał jedynie sandały, bo rodziców nie stać było na zwykłe buty i nie miał przepisowej białej koszuli zadziwiał rozsądkiem i pędem do wiedzy. Kiedy rodziców nie było stać na czesne, on przemykał się do klasy, abyżeby chociaż jeszcze jeden dzień spędzić ucząc się. Niestety - nie udało się. Nie załamując się postanowił uczyć się na własną rękę. W bibliotece (dwa regały pełne książek) natknął się na książkę pt. "Zrozumieć fizykę". I tak się zaczęło. Chłopak właściwie z niczego zbudował wiatrak, który zasilał w energę gospodarstwo jego rodziców. Aby zrozumieć siłę woli i ambicję Wiliama musicie przeczytać książkę. Dość wspomnieć, że my po potrzebne elementy poszlibyśmy do sklepu a On... ale potrzeba matką wynalazku! 
Książka jest niesamowita. Wchodzi jak ciepłe bułki. Opowieść Wiliama została przelana na papier dzięki Bryanowi Meyaler. Powstała wyjątkowo przejrzysta historia o tym, że nauka jest potęgą. Jednocześnie autor opowiada historię własnego życia ot tak - po prostu. Nie użala się nad swoim losem, a jedynie beznamiętnie przedstawia swoje losy i  realia codziennego życia. Ukazuje zwyczajne życie wśród przyjaciól i rodziny której członkowie - mimo kultury wywyższającej rolę mężczyzn - szanuje się nawzajem. Dodatkowo wyraźnie widać, że przy edukacji dzieci nie ma znaczenia bogactwo i narodowość. Ważne jest, aby szanować dziecięcą ciekawość świata i pozwolić się jej rozlijać. 
Książka ma jeden minus, który nie tylko ja zauważyłam. Historia głównego bohatera po prostu urywa się. Jednak w dobie internetu łatwo poznać dalsze losy Wiliama. Chłopiec, który nie mógł się uczyć bo rodziców nie bylo stać na czesne, obecnie jest studentem African Leadership Academy w Johannesburgu, został zaproszony na konferencję TED podczas której z wielką prostotą i skromnością opowiedział o swojej budowli. Popatrzcie tylko cóz to za cudowny człowiek. 
Na zakończenie dodam, że kiedy moja Starsza w ostatnich dniach  marudziła przy jedzeniu po raz pierwszy w życiu miałam ochotę powiedzieć: Ty marudzisz podczas kiedy inne dzieci głodują! I po tej książce nie byłyby to puste słowa, oj nie...
Chętnych zapraszam do odwiedzenia bloga na stronie  http://williamkamkwamba.typepad.com/ na którym Wiliam zachęca do współpracy przy odnowieniu szkoły podstawowej w swojej rodzinnej woisce. Czy jest taka potrzeba? Zobaczcie sami. 

czwartek, 23 grudnia 2010