niedziela, 31 lipca 2011

Żeby nie było ponuro...

Ciągle pada. Moje tempo czytania spadło jak temperatura zimą. Moja chęć do czytania skończyła się jak słońce tego lata. A najgorsze jest to, że nawet jak już coś przeczytam, to moja chęć do ubrania wrażeń w recenzję jest równa... zeru. Próbowałam to ująć delikatniej, ale nie da rady. Tak więc czekam na słońce i cieszę się, że chociaż moim dzieciakom deszcz nie przeszkadza w rysowaniu. Lato widać jedynie w naszym ogródku. Pomimo tego, że mieszkam w dużym mieście (na obrzeżach, ale jednak) niektóre owoce i warzywa zachowują się idealnie "wiejsko". Pomidorki, które widać na zdjęciu rosną w doniczkach, a winogron pnie się po ścianie budynku i zakłóca sygnał telewizyjny co rusz próbując zawładnąć anteną satelitarną.
Podsumowując - czekam na słoneczko, które uwolni moje literackie zachcianki i pozwoli dojrzeć wyczekiwanym przez dziatwę owocom. 


piątek, 22 lipca 2011

Wakacyjne Tygrysie Wzgórza

Lubię... Lista jest długa... Lubię czytać (to chyba oczywiste :-)) lubię ładną pogodę, lubię dobrą herbatę, piesze wędrówki, mokrą trawę, ale nade wszystko lubię kawę. Mocną aromatyczną kawę, czarną lub z odrobiną mleka, podaną w ulubionym kubku. Mmmm... Rankiem, kiedy cała rodzina śpi, ja zaparzam sobie czarny napój Bogów i z książką na fotelu napawam się zapachem poranka... cichego poranka bez krzyków mojej bądź co bądź ukochanej dziatwy. 
Łatwo więc można sobie wyobrazić urok poranka z kubkiem kawy i książką, która z miłością opowiada o plantacji kawy. Książka z wyjątkowym nastrojem, łagodną nicią snutej opowieści, ciepłymi opisami i niesamowicie wciągającą fabułą.
Tygrysie Wzgórza to książka - rzeka. Zaczyna się u źródełka w 1878 r. kiedy to na świat przychodzi główna bohaterka Dewi. Jej życie staje się rzeką. Nie jest ono spokojne, oj nie. W jej życiu ciągle coś się dzieje, jest jak niepokorny duch. Przyciąga do siebie mężczyzn, przekracza bariery, łamie konwenanse. Przyciąga jak magnes szczęście i troski... no właśnie. Jedno zdarzenie i cały piękny świat może legnąć w gruzach. Ale silna indyjska kobieta potrafi zadbać o siebie i swoją rodzinę. Niczym rwący potok podejmuje odważne decyzje, dzięki którym jej rodzina unosi się na powierzchni nawet wówczas gdy inni nie radzą sobie w trudnych wojennych czasach. Jednak losy tej rodziny są dowodem na to, że pieniądze szczęścia nie dają. A zakończenie... po prostu powala na kolana. Człowiek już się rozluźnia, przewraca ostatnie karty planując kolejną książkę a tu jak grom z jasnego nieba...
Tereny Kodagu 
Książka ma w sobie to coś, co powoduje, że czytelnik nie tylko ją czyta. "Tygrysie Wzgórza" należy wąchać, smakować, dotykać a nawet jeść... raczej pić. Autorka roztacza piękne opisy, które zachwycają i budzą chęć poznania egzotycznych terenów. Oprócz przyrody mamy także garść wiedzy o indyjskiej kulturze, strojach i zwyczajach. Te wszystkie elementy są jak szkiełka w kalejdoskopie - tworzą niesamowite obrazy wpływające na wyobraźnię czytelnika. A jeżeli dołożymy do tego fakt, że "Tygrysie Wzgórza" czytałam na wakacjach w otoczeniu gór, słońca, niesamowitych chmur i przepięknych krajobrazów... Nic dodać nic ująć.
Na zakończenie ciekawostka. "Tygrysie Wzgórza" to książka najczęściej wąchana przeze mnie w mojej biblioteczce. Powodem jest garść ziarenek kawy wsypana do koperty, w której Pan Listonosz przyniósł mi książkę. Drobiazg, a wrażenie niesamowite! Nie przypuszczałam, że kawa wydaje tak silny aromat, że papier tak chłonie zapach. Moje uznanie dla pomysłodawcy.  
Za książkę dziękuję Wydawnictwu Otwarte. 

poniedziałek, 11 lipca 2011

Głupota, mojito, wakacje ... i placki!

Ogłaszam wszem i wobec - głupota ludzka nie jest wszechmocna! Wygrałam i czuję się z tym świetnie. W pracy zapanował spokój, głupcy odeszli, nastały nowe czasy... tylko czy lepsze...
Ale co tam. Na razie napawam się zwycięstwem i odpoczywam na dwutygodniowym urlopie. Dlatego też znikam połazić po górach z moją rodziną i nieodłącznym psem oczywiście :-)
A na zakończenie dodam, że wakacje rozpoczęłam upojnym wieczorem z dwoma niesamowitymi kobitkami, dla których wystarczy szklaneczka mojito, aby bawić się cały wieczór.
Babeczki... Za zwycięstwo! I za placki!

czwartek, 7 lipca 2011

Czary i magia w służbie srebrnego talizmanu

Książki dla dzieci w moim domu są wyjątkowo poważane. Szanuję je zarówno ja jak i mój Mąż, a co za tym idzie Starsza również (Młodszy? Cóż, szanuje te z kartonowymi kartami, na inne spuśćmy zasłonę milczenia :-)). Dlatego kiedy w szkole w ostatnich dniach nauki zaproszono dzieci na spotkanie z autorką książek  Starsza szalała z radości. I cóż z tego, że żadnej książki Pani Joanny M. Chmielewskiej nie zna? Ale pozna, co więcej - spotka prawdziwą autorkę książek! AUTORKĘ!!! Ciężko przekazać jej euforię, ale zapewniam Was, że była godna podziwu. W dzień spotkania Starsza zaopatrzona w kasę na książkę, z wypiekami na twarzy pofrunęła do szkoły i ... wróciła z jeszcze większymi wypiekami, książką pod pachą i autografem. No cóż - pomyślałam - będziemy czytać, cokolwiek by to nie było. Po kilku stronach ja również byłam zachwycona!
Michał - całkiem zwyczajny chłopiec - ma zwykłą rodzinę, kolegów i niesamowitą przygodę przed sobą. Pewnego dnia okazuje się, że został wybrany do wykonania niesamowitego zadania. W krainie Wielkich Niedźwiedzi jest potwór, który żyje dzięki złym emocjom - nienawiści, złości, złośliwości. Tylko zwykły chłopiec, który radzi sobie z własnymi emocjami może potwora pokonać. Niestety sam skazany jest na niepowodzenie. Musi współdziałać i liczyć na pomoc swoich przyjaciół. Zanim jednak przystąpi do wykonania zadania czeka go wiele przygód. Spotyka Kleksiaki, Mądrzaki  i wiele innych niesamowitych istot. Co więcej - odwiedzi miasto zapomnienia, gdzie spotka go pierwsza miłość... dla mojej Starszej bardzo ważne jest to, że miłość ta jest piegowata...
Starsza zakochała się w powieści a ja razem z nią. Starsza pokochała niesamowite przygody, niespotykane postacie i akcję szybszą niż błyskawica. A ja? Ja pokochałam delikatne nauki przekazywane dzieciakom o tym, jak radzić sobie z emocjami i o tym, że nie można dać porywać się fali złości. Moja siedmiolatka nie do końca zrozumiała te wskazówki, ale myślę że wrócimy jeszcze do tej książki za kilka miesięcy. Za kilka lat również. 
Autorka książki ma lekkie pióro co powoduje, że historia płynie jak rzeka. Każde zdarzenie łączy się z poprzednim, nowe postacie ukazują się i po kilku zdaniach czytelnik ma wrażenie, że od dawna jest ich przyjacielem. Starsza ukochała kleksiaki, a moim ulubieńcem był Kwintylian - miś, od którego wszystko się zaczęło. 
Na zakończenie dodam, że ukazała się druga część książki pt. "Neska i srebrny talizman". Starsza aż skacze ze zniecierpliwienia, głównie dlatego, że bohaterką tym razem jest dziewczynka.  
P.S. Moje serdeczne podziękowania dla autorki za "upstrzenie" twarzy Sandry piegami i piękne określenie tych kropeczek jako "pocałunki słońca". Piegi na nosie Starszej nabrały zupełnie nowego znaczenia :-) 

niedziela, 3 lipca 2011

Agata Christie dla młodzieży (Zatrute ciasteczko)

Książki dzielą się na książki i ... książki.Te pierwsze są pospolite, zalegają półki w hipermrketach i łąmią moje serce leżąc w koszach na wyprzedażach i błagając zmiszczoną nieciekawą okładką, aby ktoś się zlitował i je postawił w swojej biblioteczce. (sama często się lituję :-)) Druga grupa to zupełnie inna sprawa. Piękne okładki, klimatyczne elementy, staranny druk - wszystko to porywa serce i łamie rozum. Często staraniem Wydawnictwa zwykła książka przez drobiazg staje się perełką (o tym na zakończenie).
"Zatrute ciasteczko" jest klimatyczne do bólu. Książka przykuła moją uwagę dawno temu, kiedy pojawiła się na innych blogach czytelniczych. Cóż to za cudo? - pomyślałam. W jednej chwili okładka zagnieździła się w mojej głowinie i nijak nie można było się jej pozbyć. Kiedy zobaczyłam ją na bibliotecznej półce... no cóż, zachowałam się niczym narkoman na głodzie. Ale była moja. Otworzyłam i ...wsiąkłam. 
Flawia de Luce - jedenastoletnia dziewczynka, której nie powstydziłby się Sherlock Holmes. Ma wyjątkowy dar analizowania sytuacji i wyciągania wniosków. Poza tym jej hobby to chemia i trucizny. Wie na ich temat prawie wszystko. Kiedy więc w ogrodzie domu napotyka konającego człowieka zaczyna drążyć, dociekać, analizować... Oczywiście wsadza nos nie tam gdzie trzeba, co doprowadza do wydarzeń godnych najlepszego kryminału. Oczywiście wszystko dobrze się kończy.
Książka jest niesamowita. Autor stworzył wyjątkową  powieść, a wydawca to jeszcze podkreślił. Angielskie miasteczko, wiktoriański dom, przecudne krajobrazy - wszystko to powoduje, że czytelnik smakuje charakterystyczną atmosferę godną porównania z "Alicją w krainie czarów". Aura tajemniczości i staroświeckości przelewa się przez kartki. Do tego ciekawa czcionka i staranny druk (brązowe litery zdobyły moje serce) spowodowały, że mimo ogromu zajęć przeleciałam przez "Zatrute ciasteczko" jak burza. 

PS Kilka dni temu od Wydawnictwa Otwarte dostałam do recenzji książkę "Tygrysie Wzgórza". W kopercie oprócz książki znajdowały się... ziarna kawy. Nie macie pojęcia jak książka cudownie pachnie. Za każdym razem zanim zacznę czytać wertuję ją z nosem wetkniętym w książkę. A że kawę uwielbiam...
Jak niewiele trzeba, aby książka zdobyła serce czytelnika... 

piątek, 24 czerwca 2011

Gdyby głupota umiała latać

Szczerze nienawidzę ludzkiej głupoty. A głupota połączona z nienawiścią i umiejętnością kłamania w żywe oczy stanowi mieszankę, która potrafi zrobić wiele złego. Jak walczyć z takim zjawiskiem, kiedy ma się do czynienia nie z jednym takim człowiekiem a z jedenastoma? Co więcej, te jedenaście osób stanowi organ powołany do nadzorowania  (choć z Radą z prawdziwego zdarzenia ma to tyle wspólnego, co baran z encyklopedią). Głupota paruje, wylewa się oknami, a durne decyzje psują wszystko co my próbujemy jakoś ułożyć... Najchętniej podłożyłabym bombę i wysadziła całe towarzystwo w niebo.... Może tam by sobie z nimi poradzili.... Choć patrząc na intensywność nagromadzenia powyższych cech, to nie sądzę...
Trzymajcie za mnie kciuki, aby walka z głupotą była owocna...

czwartek, 23 czerwca 2011

Hiszpański smyczek

Kiedyś oglądałam z moimi dziećmi bajkę, w której z książki trzymanej przez głównego bohatera wylewają się nutki. To jedna z moich ulubionych bajek z Kaczorem Donaldem. "Hiszpański smyczek" jest książką z wodospadem nutek. Co więcej, nutki te układają się w prześliczny koncert. Najpierw solowa wiolonczela, potem duet z fortepianem, a w finale porywający tercet składający się z wiolonczeli, fortepianu i skrzypiec. 
Pod koniec XIX wieku na świat przychodzi Feliu. Dorasta w ubogim hiszpańskim miasteczku, gdzie mieszkańcy ledwo wiążą koniec z końcem. Wychowuje go tylko matka, gdyż ojciec zginął na wojnie. Jednak to własnie ojciec swoimi podarunkami wycisnął piętno na całym życiu chłopca. Kiedy do rodziny Feliu docierają przedmioty pozostałe po śmierci ojca, matka postanawia rozdysponować pamiątki wśród dzieci. Feliu wybrał smyczek do wiolonczeli - przedmiot, który stanie się nieodłącznym towarzyszem życia. 
Od tej chwili czytelnika porywa fala. Towarzyszymy Feliu w nauce gry na instrumencie, w pierwszych występach (ulicznych), w chwilach radości i rozpaczy. Historia początkowo spokojna i przewidywalna, po kilku rozdziałach porywa nas w wir wydarzeń. Co więcej - powieść początkowo jest osadzona w realiach dziewiętnastowiecznej Hiszpanii jednak wydarzenia historyczne są gdzieś w tle. Jednak z biegiem powieści liczba historycznych postaci i wydarzeń jest coraz bardziej liczna. Feliu uczy się gry na dworze królewskim przedwojennej Hiszpanii,  poznaje generała Franco, a Mussolini i Hitler mają ogromny wpływ na jego życie. Każdy epizod z życia głównego bohatera i jego przyjaciół wiąże się z rozterkami na temat dobra i zła. Czy można poświęcać się sztuce, kiedy wkoło panuje haos, zamęt i śmierć? Na ile muzyka pomaga ludziom przetrwać zły czas? Czy artysta powinien   grać bez względu na to dla kogo i w jakich okolicznościach? Rozterki głównych bohaterów są niesamowicie wyraźne dzięki odmienności ich charakterów. Feliu obowiązkowy, z wyraźnie zaznaczonymi poglądami, Justo dla którego najważniejsze jest to, aby zjeść i dobrze się zabawić i Aviva - skrzypaczka, której żydowskie pochodzenie wiecznie budziło rozterki i polemiki. 
Z powyższego opisu można by wywnioskować, że w książce dominuje historia i polityka. Nic bardziej mylnego. To piękna powieść, w której autorka snuje główne wątki, przeplata je ze sobą, tu zerwie, tam kilka połączy, aby na zakończenie z wielką pompą zachwycić czytelnika. Bo koniec jest... niesamowity. Porażający i zachwycający. 
I ta wszechobecna muzyka...

sobota, 18 czerwca 2011

Losowanie z potworkami

Ponieważ Kamkap nie zgłosiła się po książkę, "Duszki stworki i potworki" nadal szukają domu. Za pierwszym razem o nowej rodzinie dla duszków zadecydował Mąż, teraz maszyną losującą była Starsza. Miała wskazać paluszkiem kto adoptuje duszki. Starsza jak na kobitkę przystało postąpiła nieco podstępnie i zdradziecko. Nie tyle wylosowała opiekuna duchów, ile wybrała najkorzystniejszy dla nich awatar. Komentarz: "Przynajmniej potwory będą grzeczne jak ich aniołek będzie pilnował...  

Bazylu, poproszę o adres na mbmarobas@gmail.com.

czwartek, 16 czerwca 2011

Stos kontra stos :-)))

Książki są wszechobecne w naszym domu. Ich nadmiar najczęściej widoczny był w naszej sypialni, która jest jednocześnie biblioteczką. Ostatnio jednak pokój Starszej wygrywa w konkurencji nadmiaru papierowych skarbów. Książki są wszędzie i ciągle ich przybywa. A oto stosik, który wzbogacił półki Starszej. 
Wydawnictwo Wilga sprezentowało moim dzieciom:
"Rymobranie" - książkę wydaną w naszej ukochanej serii ilustrowanej przez Pana Macieja Szymanowicza  
Skarb wśród skarbów :-)
"Kazio i szkoła pełna wampirów" - o pierwszej części pisałam tu. Starsza była zachwycona i skakała z radości na widok kolejnego tomiku krwawej serii. 
Dwie książeczki o wszystko mówiących tytułach "Syrenki" i "Baletnice". W obu przypadkach książeczki wyjątkowo trafione. Pomijając naklejki i ubieranki, książeczki zawierają zabawy literkowe idealne dla zerówkowicza. 
Dwie książeczki z serii "Akademia bezpiecznego dziecka" mówiące o bezpieczeństwu nad wodą i w domu. Jeszcze nie przeczytane choć przewertowane bardzo dokładnie. 
Wydawnictwo WAM sprezentowało nam piękną książkę pt. "Baśnie o marzeniach i tęsknocie za piękniejszym życiem". Bajki jeszcze nie przeczytane ponieważ na razie zachwycamy się ilustracjami. Recenzja za moment. 
-------------------------------------------------
A mój stosik? Oto on:
1. Zwyczajny facet" Małgorzaty Kalicińskiej - ot czytadło, na które mam ochotę.
2. Podejrzenia Pana Whichera. Morderstwo w domu na Road Hill" - książka z mojej ukochanej biblioteki, która przyciągnęła mnie jak magnes.
3. "Żyjący z wilkami" od Wydawnictwa Wab. Książka o człowieku, którego wilki przyjęły do stada. 
4. Operacja Walkiria Wydawnictwa Wab. Książka właściwie dla mojego męża, ale ja też chętnie przeczytam. 
5. Od Wydawnictwa Muza książka z serii "44 Scotland Street" pt. "Miłość buja nad Szkocją". Ciekawa jestem, choć trochę mnie przeraża to, że jest to trzecia część, a dwie poprzednie są mi niestety nieznane. 
6. Chmielewska dla zaawansowanych" Tadeusza Lewandowskiego. Książka za 9 zł kupiona w Matrasie. Ceny książek w tej księgarni są niesamowite.
7. W pogoni za świetlikami" od Wydawnictwa WAM. Książka została wydana w serii Labirynty, której wcześniejsze powieści pt. Dłoń pełna gwiazd" i "Otuleni deszczem" zdobyły moje serce.
8. Od Wydawnictwa Oficynka dostałam do recenzji kolejny tom przygód Detektywa Murdocha pt. "Pod gwiazdami smoka". O pierwszym tomie pisałam tu.
9.  Od Wydawnictwa Oficynka dostałam jeszcze "Kamuflaż" Ewy Ostrowskiej. Kryminał , którego jestem bardzo ciekawa. 
10. Jeszcze z mojej biblioteki "Cukiereczki" - książka wywrotowa, pełna buntu, budząca kontrowersje.
11. Na szczycie mojego Stosu znowu biblioteka; książka pt. "Cesarzowa Orchidea". Oparta na faktach historia jednej z siedmiu żon cesarza Chin. 
A na zakończenie książka, którą od Wydawnictwa Wilga otrzymał Młodszy pt. "Bezpieczny na drodze" Książeczka pełna aut, rowerów i innych pojazdów. Jest nawet helikopter! O tu właśnie gdzie Młodszy pokazuje paluszkiem.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Telegram Novae Res

Mam wiadomość dla wszystkich tych, którzy swoją twórczość trzymają w przysłowiowej szufladzie :-)
Wydawnictwo Novae Res organizuje konkurs pt. „Literacki Debiut Roku”, który inicjowany jest w celu promowania polskich debiutantów w zakresie literatury pięknej. Głównym celem konkursu jest wyłonienie w danym roku kalendarzowym najlepszej powieści, która nie była dotychczas nigdzie publikowana w wersji drukowanej.
Literacki Debiut Roku ma być inicjatywą, dzięki której odnajdziemy i wypromujemy utalentowanych rodzimych debiutantów, których twórczość ma za zadanie odświeżyć polski rynek literacki” – mówi Wojciech Gustowski, redaktor naczelny Wydawnictwa Novae Res.
Konkurs składać się będzie z trzech części. Pierwsza z nich obejmować będzie zbiórkę zgłoszeń konkursowych oraz ich wstępną weryfikację przez Komisję Opiniującą, która wyłoni pięć utworów nominowanych do nagrody. W drugiej części walory literackie nominowanych przez Komisję Opiniującą utworów oceniać będzie Kapituła Konkursu, w której skład wchodzą:
Prof. dr hab. Jolanta Maćkiewicz
Dr Anna Ryłko-Kurpiewska
Prof. dr hab. Michał Błażejewski
Red. nacz. mgr Wojciech Gustowski
Red. mgr Krzysztof Szymański

Trzeci etap konkursu stanowi wyłonienie przez Kapitułę Konkursu trzech laureatów, którzy zajmą kolejno I, II i III miejsce w konkursie. Na laureatów konkursu czekają bardzo atrakcyjne nagrody:
I miejsce – tytuł „Literacki Debiut Roku”, statuetka, laptop, eleganckie pióro, opublikowanie zwycięskiego utworu drukiem, jego dystrybucja oraz promocja przez Wydawnictwo Novae Res.
II miejsce – dyplom, elektroniczny czytnik książek, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.
III miejsce – dyplom, eleganckie pióro, zestaw 10 egzemplarzy książek.
Konkurs ma mieć charakter cykliczny i ustanawiany być co roku. Konkretne terminy będą podawane do publicznej wiadomości z odpowiednim wyprzedzeniem. Obecna edycja trwać będzie od 15 czerwca 2011 roku do 31 stycznia 2012 roku. Nadsyłanie zgłoszeń upływa dnia 31 października. W obliczu spadku czytelnictwa w Polsce, przy ogromnym potencjale, jaki drzemie w polskich autorach, postanowiliśmy dać im szansę zaistnienia na rynku literackim. Mamy nadzieje, że konkurs spełni swoje zadanie i zbierze jak największą liczbę zgłoszeń polskiej prozy współczesnej. Zachęcamy wszystkich, którzy wierzą w swój talent do przystąpienia do konkursu „Literacki Debiut Roku” – mówi Wojciech Gustowski.
Zgłoszenia do konkursu dokonuje autor powieści lub osoba przez niego upoważniona, przesyłając do dnia 31 października 2011 jej wersję elektroniczną (zapisaną w formacie doc lub rtf na płycie CD lub DVD), 
Oficjalna strona konkursu: www.literackidebiutroku.pl
Jakże chciałabym poznać zwycięzcę...

niedziela, 12 czerwca 2011

Flipek

Książki dla dzieci najczęściej mają szczęśliwe zakończenie. Zgubiony piesek znajduje swoją Panią, nieszczęśliwa dziewczynka w końcu dostaje wymarzonego psa, a bidulka po wielu upokorzeniach wychodzi za mąż za bogatego księcia. Książki z zakończeniem niewesołym nie są na topie. Powiem więcej - książka Astrid Lindgren "Bracia Lwie Serce" do dziś kojarzy mi się ze śmiercią. Nie spotkałam się z książką dla Maluchów, której główny bohater w ostatnich wersach nie jest szczęśliwy.
Do wczoraj.
Flipek to opowiadanie o króliczku, który mieszkał w wielkim lesie. "Poza imieniem miał jeszcze czerwony szaliczek, zajączka Przytulaczka, oraz mamę i tatę, z którymi nie rozstawał się ani na chwilę". Problem pojawił się w chwili gdy zerwał się wiatr, który rzucił Flipka daleko od rodziców. Od tej pory Flipek nieustannie szuka mamy. W takcie poszukiwań wpada w tarapaty zjadając z pola cudzą marchewkę. Na szczęście Pani Krowa w lot pojęła, że Flipek jest nieszczęśliwy. Zaprosiła go do siebie do domu, ugościła po królewsku, ale Flipek musiał iść dalej... Odwiedził też dziadka Borsuka, który bardzo ucieszył się z nowego wnuka. Niestety tęsknota za rodzicami pognała zajączka dalej... Biedny Flipek...
Książka jest po prostu śliczna. Ilustracje Marco Campanella są wyjątkowo ciepłe i niesamowicie przyjazne Maluchom. Zresztą każdy kto zna "Tupcia Chrupcia" pozna charakterystyczną kreskę tego ilustratora. Do tego dochodzi poduszkowa" okładka i serce Starszej zdobyte.
A teraz o treści. Wydawałoby się, że książeczka znudzi siedmioletnią Starszą. Tupcia Chrupcia lubi, ale przy rodzinie Ciumków, czy też klubie detektywistycznym jego przygody są dla niej zbyt dziecinne. A tymczasem... Starsza bardzo, ale to bardzo przejęła się losami króliczka. Bo właściwie opowiadanie nie kończy się dobrze. Flipek nie znajduje mamy, ciągle czuje się samotny, często jest głodny, zmarznięty... Serce Starszej łkało, a ja zastanawiałam się jak z tego wybrnąć. Przeszło mi nawet przez głowę, aby dorobić dobre zakończenie, ale Starsza sama składa już literki i wyszłabym na kłamczuchę. Wzięłam więc byka za rogi i ... wyszła z tego całkiem rzeczowa rozmowa o uczuciach. Starsza pojęła, że nie wszystkie dzieci są zawsze szczęśliwe, co więcej strach, głód, czy też smutek często jest nieodłącznym towarzyszem życia. A Młodszy? Młodszy z rozdziawioną buźką pokazywał paluszkiem poszczególne obrazki i nieustannie pytał "Cio to?" 
Jeżeli macie ochotę porozmawiać ze swoimi dziećmi o tym, że nie zawsze świeci słońce i nie wszyscy są szczęśliwi, to nie patrzcie na to, że adresatami "Flipka" są młodsze dzieci. Losy Króliczka budzą takie emocje, że dyskusja zrodzi się nawet wśród uczniów młodszych klas.
Polecam gorąco!  

sobota, 11 czerwca 2011

Losowanie

Książka dla Kamkap
Osoby: Ja i mój mąż
Ja: Kochanie, podaj numerek od 1 do 23.
Mąż (po głębszym zastanowieniu): 13
Ja: Dlaczego 13?
Mąż: Bo 82 Dywizja Powietrzno - Desantowa...
Podsumowując: ponieważ nie mam jak skontaktować się z "Kamkap", proszę o kontakt na maila (mbmarobas@gmail.com). Na adres czekam do 17 czerwca. W razie braku kontaktu będę losować raz jeszcze. Ciekawe jaka formacja tym razem zadecyduje o wygranej...

poniedziałek, 6 czerwca 2011

O co kłócą się dzieciaki...

Ostatnio prześladuje mnie literatura muzyczna. Magiczna książka pt. "Ostatnie fado" urzekła mnie, obecnie czytana pt: "Hiszpański smyczek" także przesiąknięta jest nutkami. "Kompozytor burz" - książka, która zaczęła muzyczną serię - również mocno siedzi w mojej głowie. Ostatnio "przerzuciło się" na moje dzieci. Otóż w nasze ręce trafiła ostatnio książka pt. "Majka Jeżowska, ulubione piosenki". Książka to jedno, ważny jest jednak dodatek do niej w postaci instrumentu. I tu się zaczyna cały ambaras. Książka ta właściwie nie służy do czytania, a do grania. Na poszczególnych twardych kartach znajdują się przepiękne ilustracje, a poniżej pięciolinia z kolorowymi nutkami, które dzięki umieszczonym na nich numerkom pozwalają dzieciom samodzielnie zagrać poszczególne utwory. "Rytm i melodia", "A ja wolę moją mamę" ... każde dziecko zna te utwory i potrafi zaśpiewać przynajmniej refren. Niesamowitą frajdą dla pociech jest nagłe odkrycie: "Mamo słuchaj, umiem zagrać!!!" Moja Starsza od tygodnia "tłucze" jedną piosenkę w kółko i powiem Wam, że nieźle jej idzie. Godne podkreślenia jest to, że pianinko, które wgląda na zabawkowe, całkiem nieźle stroi, a wygrywane na nim melodie brzmią naprawdę ładnie. Wada całego kompletu jest jedna - pianinko gra dość głośno i nie ma możliwości ściszenia. Wada ta zauważalna jest jednak tylko dla dorosłych, bo zachwyt w oczach dzieciaków wyraźnie wskazuje na właściwy poziom decybeli. 
Książka jest pod naszym dachem od tygodnia. Efekt jest taki, że Starsza u siebie w pokoju słucha utworów Pani Jeżowskiej, a następnie przekłada je na kolorowe nutki. Po piętach depcze jej Młodszy krzycząc: "Teraś ja!, teraś ja!" Starsza niechętnie ustępuje mu pola, ale tylko na chwilkę. Kończy się oczywiście rykiem, ustalaniem kolejki i pilnowaniem przydzielonego czasu. Co do sekundy. 
Polecam wszystkim rodzicom, którym nie jest obojętna edukacja muzyczna szkrabów. Naprawdę warto. A jeśli ktoś nie lubi Jeżowskiej (zdarza się) to dodam, że Wydawnictwo Wilga wydało książkę identyczną w formie, jednak w treści zawierającą piosenki z tekstami Doroty Gellner. "Zuzia", "Ogórek" - któż nie zna tych piosenek...  

Za książkę dziękujemy Wydawnictwu

czwartek, 2 czerwca 2011

Wygrywajka z duchami, stworami i potworami

Komu książkę, komu?
Dostałam paczkę. Z książkami oczywiście. A właściwie nie ja tylko moje dzieci. Wydawnictwo Wilga jest ulubionym Wydawnictwem mojej Starszej, a Pani Agata, to właściwie "najlepsza dorosła nieznana przyjaciółka" (określenie dość pokrętne ale z serca płynące). O zawartości przesyłki napiszę w kolejnym poście, gdyż dzieciaki na razie wyrywają sobie z rąk poszczególne skarby, więc o jakimkolwiek zdjęciu w ogóle nie ma mowy. Tylko jedna książka leży z boku - taka smutna i zapomniana. Żeby nie było wątpliwości - wcale nie dlatego, że jest nieciekawa. O nie! Ta książka to "Duszki, stworki i potworki" - pozycja, od której zaczęła się nasza miłość do ilustracji Pana Szymanowicza. Wierszyki z tej książki Starsza właściwie zna na pamięć, a ona sama zajmuje zaszczytne miejsce w naszej biblioteczce. 
Książka warta jest tego, aby się nią zachwycać, a bycie "drugą" tego nie zapewni. Dlatego chętnie przekażemy książeczkę komuś, kto zapewni jej odpowiednią dawkę podziwu. 
Na zgłoszenia czekam do 10 czerwca, kiedy to Starsza wylosuje osobę, do której trafi książka. Wystarczy napisać w komentarzu "zgłaszam się". Będę wdzięczna za dodanie kilku słów na temat ulubionej książki dla dzieci, ale nie jest to wymóg konieczny. 

Za książkę dziękuję Wydawnictwu Wilga

środa, 1 czerwca 2011

Życzenia :-)

Dla wszystkich dzieci:
tych małych: mojej Basi, mojemu Markowi, wspaniałemu Adasiowi, kochanej Tosi, Ali, Dominice, przesympatycznej Julci, Oliwce...wszystkim przed osiemnastką....
tych dużych: mojemu mężowi, Bartkowi, Arkowi, Madzi, Darusi, Agnieszce zza biurka, Adze Jeden Grzech, Kasi i kogo tam jeszcze moje serducho ma w swoich czeluściach...
I dla wszystkich, których znam z blogowej rzeczywistości, a którzy czują się dziećmi, choć nie zawsze nimi są...
Ta piosenka jest dla Was z życzeniami z okazji dnia dziecka...